Bardzo przepraszam za to że wczoraj nie było rozdziału!
Miłego czytania i mam nadzieje że fani Sizzy się na mnie nie pogniewają za to co napisałam.
Mam inne plany co do Isabell. ☺
Rozdział 26
[ Jocelyn [
Obudziłam się w jakimś ciemnym i wilgotnym miejscu, lochy. Ale gdzie?
Czy dalej jestem w Nowym Jorku? Nie wiedziałam co mam zrobić. Poszukałam jakieś
broni, znalazłam krzesło. Oderwałam od niego nogę i czekałam.
Po jakieś godzinie usłyszałam głosy, zaciekawiona podeszłam do drzwi.
Okazało się że idzie po mnie jakaś wampirzyca, schowałam się za drzwiami. Gdy
tylko się otworzyły skoczyłam na nią i wbiłam jej moją broń w serce.
Zaskrzeczała i upadła na podłogę, wyszłam na długi korytarz. Byłam właśnie przy
schodach kiedy przede mną wylądował chłopak o białych włosach i
czekoladowych oczach.
- Dzień dobry, pani to Jocelyn, tak? –
zapytał z uśmiechem.
- Jocelyn Graimark. – przedstawiłam
się.
- Markus Morgenstern. Musimy iść. –
pociągnął mnie w górę schodów. Biegłam za nim aż do jakiegoś salonu gdzie
spotkaliśmy Marys.
- Markusie, idź pomóż chłopakom bo mają
jeszcze jednego wampira. – uśmiechnęła się do mnie kiedy chłopak poszedł – Jak
dobrze ze cię znaleźliśmy. Opowiedz, jak cię porwali?
- Ale ja nic nie pamiętam, obudziłam
się jakąś godzinę t… -przerwał mi krzyk. Popatrzyłyśmy na siebie przerażone i
pobiegłyśmy do chłopaków.
Markus i Jace stali a Alec klęczał nad kimś. Już wiedziałam że to Simon,
przepchnęłam się do niego i uklęknęłam. Miał wielką dziurę w brzuchu a koło
niego leżało ciało wampira. Alec rysował mu irtaze ale one się wchłaniały i nie pomagały.
- Nie byłem dobrym Nefilim,
przepraszam. Powiedzcie Clary i Izzy że je kochałem, a mojej matce i siostrze
wymażcie wspomnienia, proszę. – ledwo mówił. Z jego ust popłynęła strużka krwi
którą wytarłam.
- Powiesz im to sam, rozumiesz? Trzymaj
się. Simon znam cię i wiem… - przerwał mi.
- Nie przeżyje, kocham was. – wyszeptał
i umarł. Zamknęłam mu powieki i wyszeptałam łamiącym się głosem:
- Ave Arque Vale Simon Lewis. – łzy
zaczęły płynąć po moich policzkach.
[ Clary [
Isabell ciągle wyżalała mi się, w końcu miałam tego dość.
- Izzy, co jest między tobą a Markusem?
– zapytałam gdy usiadła. Zrobiła dziwną minę.
- Niiic. – widziałam jak się wacha.
- Mnie nie przekonasz. Gadaj, czujesz
coś do niego?
- Nooo, nie wiem. – spuściła wzrok.
- Isabell Lightwood nie może poradzić
sobie z chłopakiem! – zaśmiałam się.
- Nie szczerz się tak! – była
autentycznie oburzona, rozśmieszyła tym mnie jeszcze bardziej.
- Tylko mam nadzieje że Simon na tym
nie ucierpi. – przybrałam poważny ton.
- Myślałam nad tym od dłuższego czasu i
chyba się rozejdziemy.
- Ale nie możesz go urazić. Bo będziesz
miała do czynienia ze mną. – przestrzegłam.
- Ale jak…? – przerwał jej dzwonek
instytutu, popatrzyłyśmy na siebie zdziwione.
- Kim jesteś? – zapytała Isabell
odsuwając mnie od drzwi.
- Mam na imię Kamila i szukam jakiegoś
Horondal’a. Mieszka to ktoś taki? – poczułam że ogarnia mnie zdenerwowanie.
- Tak, o co chodzi? – widząc że się waha dodałam – Może jeszcze nie mam tak na nazwisko ale jestem z jednym
zaręczona i nosze jego dziecko. – powiedziałam wskazując na mój brzuch i
uśmiechając się - Więc możesz mi powiedzieć.
- Ja… Głupio mi o tym mówić. – patrzyła
na swoje stopy.
- Może wejdź, porozmawiamy w salonie,
co? – kiwnęła głową.
Weszła do środka a ja zamknęłam drzwi. Izzy złapała mnie za ramie.
- Jesteś pewna? Mi to się nie za bardzo
podoba. – wyszeptała.
- Mi się wydaje że możemy jej zaufać. –
weszłyśmy dalej. Wjechałyśmy windą do góry i zaprowadziłyśmy dziewczynę do
salonu. Ja usiadłam razem z Isabell (która nie odstępowała mnie na krok) na
kanapie a Kamila w fotelu naprzeciwko nas.
- Więc, co cię do nas sprowadza? –
zapytała Izzy siląc się na spokojny ton ale wiedziałam że trudno jej to
przychodzi.
- Ja… Znaczy moja matka…
- Jest Nefilim, tak? – chciałam jej
pomóc.
- Nie, Nocnym Łowcom był mój ojciec.
Może zacznę od początku. Kiedyś czarownicy nie byli rodzeni przez przyziemne,
byli tworzeni za pomocą bardzo skomplikowanego czaru. Do tego była potrzebna
krew obojga rodziców. – głośno przełknęła ślinę – Moja matka była Wielkim
Demonem. – łzy zaczęły płynąć po jej policzkach.
- Jak to była? – dopytywałam się.
- Wielkiego Demona można unicestwić,
może to zrobić Anioł. Moja matka za stworzenie mnie dostała największą kare,
spalenie w Niebiańskim Ogniu. – teraz już szlochała – Gdy miałam niecały rok
dopadli nas, mnie oddali pod opiekę przyziemnej a matkę spalili. Trzy dni temu
dowiedziałam się kim jestem i jaki mam dar. Jestem jedyna w swoim rodzaju.
Jestem pół demonem i pół Nefilim.
- Ale, jak to możliwe? – byłam bardzo
zaintrygowana. Coś mówiło mi że dziewczyna nie kłamie.
- Nikt nie zrobił czegoś takiego, moja
matka zebrała, prawie osiemnaście lat temu, krew Stephana Horondale. Trzy lata
przygotowywała się do rytuału, w końcu dopełniła go i mogłam zostać stworzona.
Właśnie dlatego że mam w sobie krew Nefilim została zabita.
- Ile masz lat?
- Trzy dni temu skończyłam piętnaście.
– odpowiedziała z bladym uśmiechem – Moim życzeniem była prawda, dostałam ją i
dlatego tu jestem.
- Zaraz… - zastanowiłam się – Czyli ty
jesteś przyrodnią siostrą Jace’a. – popatrzyłam na Isabell.
- Dobra, później mu powiemy. Mówiłaś że
masz dar, co to takiego? – zapytała Izzy.
- Od zawsze, gdy kogoś dotykam leczę go
z ran. Tylko jest jeden haczyk, ja przez to tracę siły. – spuściła głowę.
- Masz jakieś swoje ubrania albo inne
rzeczy? – zmieniłam temat bo widziałam że to trudne dla dziewczyny. Pokręciła
głową – Choć, wybierzemy ci coś z mojej szafy. – wzięłam ją za rękę i
pociągnęłam do mojego pokoju.
Okazało się że mamy podobny gust i figurę, wybrałyśmy jej trochę ubrań.
Pokazałam jej pokój w którym tymczasowo będzie spać.
- Wielkie dzięki. Już się martwiłam że
będę musiała spać pod jakimś mostem, a tu taka niespodzianka! – była bardzo
szczęśliwa że ją zaakceptowałam.
- Teraz może chcesz odpocząć? –
zaproponowałam.
- Tak ale… Mam jedno pytanie. –
powiedziała nieśmiało.
- Tak?
- Mówiłaś że ten cały Jace jest moim
bratem, ty jesteś jego narzeczoną, prawda? – pokiwałam głową – A to jest jego
dziecko, tak?
- Tak, chcesz poczuć jak się rusza?
- A mogę? – zapytała, przez cały czas
była nieśmiała.
- Pewnie, daj rękę. – uśmiechnęłam się
i chwyciłam ją za dłoń. Położyłam ją na swoim brzuchu – Tutaj.
- To dziewczynka czy chłopiec? –
uśmiechnęłam się.
- A co byś wolała?
- Chyba dziewczynkę. – powiedziała
cicho. Zachichotałam.
- No to masz szczęście, będzie
dziewczynka. A teraz idź spać, musisz być strasznie zmęczona.
- Jeszcze raz dziękuje za ubrania i
dobranoc. – nachyliła się do mojego brzucha – Dobranoc, malutka i nie rozrabiaj
za bardzo. – zaśmiałyśmy się.
- Dobranoc. – powiedziałam zamykając
drzwi.
-------------------------------------------
Mam nadzieje że się spodobał i nikt mnie nie zlinczuje za zabicie Simona.
Ps. Czy wiecie jakie mam plany co do Izzy? Piszcie w komentarzach!
Wika
Ave atque vale Simon Lewis.
OdpowiedzUsuńSzkoda mi Simona ale coś czuje, że Marcus pomoże Izzy w żałobie.
Rozdział świetny, czekam na next.
Nieeeeee SIMON !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Zgaduje, że chcesz, aby Izzy była z Markusem :D Rozdział E.X.T.R.A <3333333
OdpowiedzUsuńDlaczego Simon ?!!! Nieeeeeeeee!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział!!! Błagam Dawaj szybko next . Jest możliwość, że pojawi się dziś ???
Podejzewam, że Izz i Markus będą razem. <3
TAAAAAAAAAK!!!!! SIMON NIE ŻYJE!!! IMPREZA!!! YEAH!!!
OdpowiedzUsuńOkay, wyjaśnienie mojego entuzjazmu: Nigdy go nie lubiłam i chyba nic nie jest w stanie zmienić mojej opinii o nim XD
Wera ;*
PS.Świetny blog <3
bo-kochac-to-niszczyc.blogspot.com
Rozdział świetny. Czekam na next :D
OdpowiedzUsuń