wtorek, 31 marca 2015

Rozdział 28

Niestety ale jutro najprawdopodobniej nie będzie rozdziału (wszystko psuje mi wyjazd)!

Rozdział dedykuje paulinie patrycji, dziękuje za wszystkie komentarze i za to że jesteś ze mną.

Rozdział 28
[ Jace [

   Stałem pod drzwiami kuchni i przysłuchiwałem się rozmowie dziewczyn. Dalej byłem zdania że nie powinniśmy ufać Kamile, ale to jak odnosiła się do Clary, jakby były bardzo dobrymi przyjaciółkami. Nie podobało mi się to.
   Uchyliłem drzwi żeby lepiej słyszeć.
- Nie zdziw się jeżeli będziemy ubierać się na biało. – powiedziała Clary, gdy usłyszałem jej smutny głos myślałem że moje serce rozsypie się na milion kawałków.
- Biały jest na żałobę, tak? – Kamila mówiła jakby zgadywała. Ona rzeczywiście dużo nie wie o naszym świecie albo umie przekonująco kłamać.
   Clary coś wyszeptała ale nie byłem w stanie dosłyszeć co, zrozumiałem tylko niektóre słowa: Simon i brat.
- A teraz powinnaś iść spać, jutro czeka nas męczący dzień. Zakupy z Izzy to najgorszy trening jaki można wymyślić, zobaczysz. – dodała głośniej i zaśmiały się.
- Dobranoc, obydwóm paniom. – pogłaskała Clary po brzuchu i zaczęła iść w stronę drzwi. W ostatniej chwili schowałem się za rogiem. Wyszła z kuchni i weszła po schodach prowadzących do pokoi.
   Usłyszałem wjeżdżającą windę i odwróciłem się w tamtą stronę.
- Później porozmawiamy o podsłuchiwaniu. – syknęła Clary kiedy przechodziła koło mnie. Podeszliśmy pod drzwi i czekaliśmy.
   Winda otworzyła się z głośnym trzaskiem i wyszli z niej: Marys, Alec i Jocelyn.
- Córeczko. – wyszeptała Jocelyn i przytuliła Clary.
- Mama. – uśmiechnęła się Clary – Dobrze się czujesz?
- Tak, wszystko w porządku. – odsunęła się od mojej narzeczonej – Gdzie Isabell?
- Jest zdruzgotana. – powiedziałem i objąłem Clary, wtuliła się we mnie.
- Wszystkim teraz będzie ciężko. – powiedziała Marys – Idę do gabinetu.
- Musimy ci coś powiedzieć. – powiedziała Clary. Wszyscy popatrzyli na nią zdziwieni a ja zdezorientowany – Jace ma przyrodnią siostrę która śpi w jednym z pokoi gościnnych.
- Co? Jak to możliwe? – zapytał Alec.
- Jutro wam wszystko wyjaśnimy, dobrze? – zapytałem.
- Dobra, ale tego to się nie spodziewałem. – mruknął Alec.
- A, i jeszcze jedno, ona jest w połowie demonem. – dodała Clary.
- Niemożliwe, jedynym pół demonem – pół Nocnym Łowcą jest Tessa. Zmiennokształtna która odprawiała nad tobą rytuał, Clary. – powiedziała Jocelyn.
- Tak, ale Tessa została zrodzona a Kamila została stworzona. – powiedziała Clary. Wiedziałem że zaraz zacznie się kłótnia.
- Koniec tej rozmowy na dzisiaj! – ucięła Marys – Idziemy odpocząć, to był męczący dzień. – wszyscy zgodnie poszli do swoich pokoi.
   Poszedłem pod prysznic a Clary przebrała się i położyła spać. Ciepła woda zmywała ze mnie krew i błoto, wyszedłem z łazienki owinięty w ręcznik. Clary jeszcze nie spała tylko przyglądała mi się z uśmiechem, sięgnąłem do komody po spodnie do spania.
- Musisz się ubierać? – usłyszałem słodki głos mojej narzeczonej i odwróciłem się. Podeszła do mnie i namiętnie pocałowała zarzucając ręce na moją szyje, oddałem pocałunek – Co ty na to? – zapytała kiedy się od siebie dosunęliśmy ciężko dysząc.
- Może być. – mruknąłem, podniosłem ją i delikatnie położyłem na łóżku.
   Pocałowałem ją żarliwie, jęknęła gdy zacząłem skubać skórę jej szyi. Wróciłem do jej ust, zassałem jej dolną wargę. Clary błądziła rękami po moich plecach, oderwałem się od niej i złapałem róg jej koszulki nocnej. Wygięła się w łuk żebym mógł zdjąć z niej ubranie. Przewróciła nas tak że teraz siedziała na mnie okrakiem i całowała mnie po torsie. Jęknąłem z przyjemności.
- Kocham cię. – wyszeptałem.
- Wiem. – pocałowała mnie wyrażając całą swoją miłość, nie pozostawałem jej dłużny – Ja ciebie też. – wysapała zanim znowu złączyła nasze usta…

[ Isabell [

   Obudziłam się w środku nocy, na zegarku była 3:45. Leżałam w ramionach… Markusa! Co się wczoraj stało?

[ Wspomnienia Isabell [

Markus przyniósł mnie do łóżka po tym jak dowiedziałam się o śmierci Simona. Gdy chciał wyjść złapałam go za rękę i powiedziałam:
- Nie zostawiaj mnie, proszę.
- Jeśli nie chcesz żebym sobie poszedł to mogę zostanę.
- Zostań.
Usiadł na krześle obok toaletki i przyglądał mi się. Zasnęłam z głową na mokrej poduszce, mokrej od moich łez.

[

Sen był potworny, nie chce go nawet sobie przypominać ale pamiętam jak się obudziłam. Markus przytulał mnie i szeptał uspokajające słowa:
- Ciii, nie płacz. Jestem przy tobie, spokojnie. Nic ci się nie stanie.
- Wiem że jesteś tu. – warknęłam, trochę ostrzej niż zamierzałam. Zaśmiał się.
- Wraca moja dawna Izzy.
- Jak to „twoja”? – momentalnie oderwałam się od niego.
- Przepraszam, przejęzyczyłem się. – wstał.
- Nie idź. Proszę, przytul mnie. – zmieszany usiadł na krańcu łóżka. Przysunęłam się do niego i wtuliłam w jego ramiona.
- Mogę coś dla ciebie zrobić?
- Wystarczy że tu jesteś. – szepnęłam – Chociaż, w sumie mam jedną prośbę.
- Jaką? – popatrzył na mnie z uniesioną brwią. Jak on słodko wyglądał, jak mały szczeniaczek.
- Położysz się ze mną? – zrobił jeszcze dziwniejszą minę ale położył się za mną i objął ramieniem. Już zasypiałam kiedy wyszeptał prosto do mojego ucha:
- Kocham cię.

[ Isabell [

   Usiadłam raptownie na łóżku. On powiedział że mnie kocha, na Anioła. Ja chyba też się w nim zakochałam. Ale nie mogę zacząć z nim chodzić zaraz po śmierci Simona, może po żałobie? Nie… A może. Nienienie. Nie i koniec, kropka.
   Nie wiedziałam co zrobić. Muszę pogadać z Clary! Wyskoczyłam z łóżka i złapałam pierwsze ubrania jakie znalazłam, wbiegłam do łazienki. Założyłam na siebie czarną bokserkę i zielone rurki. Okropny komplet! Ale mówi się trudno. Delikatnie się pomalowałam i ubrałam trampki. Kiedy ja ostatni raz nosiłam takie buty? Chyba dwa… nie, trzy lata temu!
   Wybiegłam z łazienki, potem z pokoju i zatrzymałam się dopiero przed drzwiami Clary. Zapukałam. Nic. Zapukałam jeszcze raz, tym razem głośniej i usłyszałam jak ktoś wstaje z łóżka. Jace uchylił lekko drzwi.
- Zwariowałaś? – syknął i popatrzył na mnie groźnie.
- Muszę pogadać z Clary. – powiedziałam cicho.
- Teraz śpi. Ani mi się waż ją budzić! – zaczął zamykać ale ja byłam szybsza, włożyłam stopę w szparę między framugą a drzwiami.
- Sam mnie obudziłeś. – usłyszałam zaspany głos mojej najlepszej przyjaciółki.
- Śpij jeszcze. Izzy może porozmawiać z tobą jutro, prawda? – zwrócił się do mnie, dalej miał groźną minę i zaczynałam się go naprawdę bać.
- Do jutra może stać się coś złego. – powiedziałam, nikt nie zwracał na mnie uwagi więc weszłam do pokoju i zamknęłam drzwi – Chodzi o Markusa.
---------------------------------------
Wcieliłam w życie mój plan dotyczący Markusa i Izzy! Nawet wymyśliłam skrót "Mazzy" !
I jak wam się podoba?
Jeszcze raz przepraszam za to że nie będzie rozdziału!

Na pocieszenie!

Czy poznajecie kto to jest? Wiecie z jakiej książki?
(piszcie w komentarzach)
Wika

poniedziałek, 30 marca 2015

Rozdział 27

Przepraszam że tak późno!

Rozdział dedykuje Veronice która przez cały czas mnie dopinguje!

Rozdział 27
[ Jace [

   Wracałem z Markusem do Instytutu. Umówiliśmy się z innymi że my uspokoimy dziewczyny a reszta zabierze ciało.
- Jak my im to powiemy? – zapytał Markus.
- Nie wiem. Clary i Izzy bardzo to przeżyją, Isabell jeszcze jakoś ale Clary… - pokręciłem głową – Boje się że wpadnie w jakąś depresje albo coś takiego.
- Smutno bez niego będzie. Mnie zawsze rozśmieszały te wasze kłótnie, na przykład jak goniłeś go z mieczem po całej kuchni. – zaśmiał się smutno.
- Mnie też będzie go brakować. – wyszeptałem tak cicho że nie mógł mnie usłyszeć pomimo runy słuchu.

[ Clary [

   Siedziałam z Isabell w kuchni i jadłyśmy kanapki, oczywiście zrobione przeze mnie. Kamila jeszcze spała, ale co się dziwić. Wyszła z domu i przyszła prosto tutaj, bez pieniędzy, ubrań, bez niczego. Moim zdaniem było to lekkomyślne ale i odważne. Myślę że Jace zrobiłby podobnie gdyby dowiedział się o czymś takim. Właśnie, jak ja powiemy o niej Jace’owi?
- Ty jej ufasz? – zapytała Isabell wyrywając mnie z zmyślenia.
- Komu? – udawałam zdezorientowaną.
- Tej Kamili. Na kilometr widać że kłamie. – wgryzła się w kolejną kanapkę – Fuu, nie lubię sera!
- To go odłóż na bok. Tak, ufam Kamili. Czuje że można jej zaufać, żebyś ty ją widziała jak zobaczyła moją szafę! – zachichotałam.
- Następna która nie umie się dobrze ubrać! Na Anioła, co ja z wami zrobię! – żaliła się Izzy.
- Jutro musiałybyśmy pójść na jakieś zakupy. Ja nie mogę dać jej wszystkich moich normalnych ciuchów, za niedługo też je będę potrzebować. - popatrzyłyśmy na mój brzuch i zaśmiałyśmy się.
- No rzeczywiście. A tak z innej bajki, jak czuje się nasza mała? – dotknęła mojego brzucha.
- Jest bardzo ruchliwa, ma to po tatusiu.
- Na pewno. Jace zawsze był ruchliwy, żebyś ty go widziała jak miał dziesięć lat. To było coś. – uśmiechnęła się szeroko.
- Opowiec. – poprosiłam.
- Jak do nas przyjechał to nawet nie pytał gdzie jest jego pokój, od razu poszedł do sali treningowej . Ja miałam wtedy dziewięć lat i byłam nim zafascynowana, wiesz, przyjechał taki przystojny chłopak, no to go trochę śledziłam. – zrobiła minę niewiniątka.
- Już w tedy uganiałaś się za chłopakami? – zaśmiałam się – No dobra, ale co było dalej?
- Ćwiczył i ćwiczył, do obiadu. To było super… - wzrok miała zamglony, jakby była daleko myślami – Akurat skakał, to było piękne. Gdy skakał w pozycji Anioła wyglądał tak cudownie. Ale wracam do opowieści. Skakał kiedy Marys zawołała wszystkich na obiad, zgrabnie wylądował i zaczął iść do drzwi. Nagle przewrócił się bo zapomniał odpiąć linek i… - zaczęłyśmy się niekontrolowanie śmiać.
- Jace się przewrócił? Nie wierze. Jak wrócą to musze o to zapytać. – dalej śmiałam się kiedy usłyszałyśmy wjeżdżającą windę – Wrócili! – wykrzyknęłam i obydwie, uradowane, poszłyśmy pod drzwi windy.
   Zatrzymała się z hukiem i wysiedli z niej Jace i Markus, mieli ponure miny.
- A gdzie reszta? – zapytała Isabell.
- Gdzie moja matka? – teraz byłam już przerażona – Co się stało?
- Clary… - zaczął łagodnie Jace, przełknął ślinę i kontynuował – Kazał przekazać że was kochał.
- Simon. – wyszeptałam prawie bezgłośnie. Byłam zdruzgotana ale nie mogłam tego okazać, przynajmniej nie przy Izzy i Markusie. Potem popłaczę w ramionach mojego Anioła, wtedy kiedy będziemy sami.
- Dlaczego on! – krzyczała Isabell. Podeszłam do niej i ją przytuliłam, zaczęła szlochać w moją bluzkę. Tylko raz widziałam jak Isabell płacze, wtedy kiedy umarł Max. Po pogrzebie pocieszał ją Simon a teraz, kto ją pocieszy?
- Ciii, wszystko będzie dobrze. My przecież tak umieramy, zrobimy mu najwspanialszy pogrzeb w całej historii Nefilim, zobaczysz. – oderwała się ode mnie i spojrzała mi w oczy.
- Zabiorę ją do sypialni. – zaoferował Markus i wziął Isabell na ręce. Nie protestowała tylko wtuliła się w jego koszule pochlipując cicho. Jace podszedł do mnie i przytulił mnie od tyłu.
- Przykro mi. – wyszeptał.
- Mnie też. On był Nefilim dopiero od tygodnia, dlaczego musiał umrzeć? – po policzkach zaczęły mi płynąć łzy.
- Już, nie płacz. Ciii. Wszystko będzie dobrze, znaleźliśmy twoją mamę. Zaraz powinni tu być, choć. – złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę jadalni.
- Co chcesz zrobić? – zapytałam gdy otworzył lodówkę. Otarłam łzy.
- Coś do jedzenia, jestem strasznie głodny.
- Ja coś zrobię. – podeszłam do blatu i rozłożyłam na nim składniki – Mogą być kanapki?
- Mogą, mogą. Ja zrobię kawę. – włączył ekspres.
- Muszę cię o coś zapytać. – powiedziałam układając kanapki na talerzach.
- Tak?
- Chciałbyś mieć młodszą siostrę?
- Chyba tak, ale to niemożliwe. Dobrze o tym wiesz. – popatrzył na mnie tymi złotymi oczami, był tak podobne do oczu Kamili – A dlaczego pytasz? – wziął kanapkę.
- Bo twoja młodsza siostra śpi w jednym z gościnnych pokoi. – zakrztusił się kanapką.
- Co? – zapytał gdy już przełknął.
- To co słyszałeś. Masz młodszą, przyrodnią siostrę która potrzebuje naszej pomocy.
- Clary, nierób sobie żartów. – pocałował mnie w policzek.
- Ale ja mówię prawdę. Chcesz to mogę ją obudzić.
- Dobra, idź po nią. – uśmiechnął się przebiegle.
- A żebyś wiedział że pójdę! – wyszłam z kuchni i udałam się do pokoju w którym teraz mieszkała Kamila, zapukałam.
    Nic nie usłyszałam więc ostrożnie uchyliłam drzwi, Kami słodko spała zwinięta w kłębek na łóżku. Podeszłam i szarpnęłam za jej ramie.
- Przepraszam że cię budzę ale twój brat mi nie wierzy i zażądał dowodów że istniejesz. – powiedziałam kiedy spojrzała na mnie.
- Dobra, zaraz przyjdę. Tylko się przebiorę, ok? – powiedziała zaspanym głosem.
- Czekamy w kuchni. – uśmiechnęłam się i wyszłam.

[ Kamila [

   Szybko wstałam i ubrałam się w bordową koszulkę z napisem i czarne legginsy od Clary. Wyszłam i pośpiesznie poszłam do kuchni. Za chwile poznam mojego brata! A jak mnie nie polubi? Albo jak mi się nie spodoba? To wtedy wrócę do Ammi, trudno. Ale co oni postanowią, może będą chcieli mnie zabić. Nie, chyba nie.
   Weszłam do kuchni i zobaczyłam jakiegoś chłopaka obejmującego Clary. Przyjrzałam mu się bacznie, on mnie też. Miał blond włosy, prawie złote. Oczy takie same jak moje i był dobrze zbudowany.
- Cześć. – powiedziałam nieśmiało i podeszłam bliżej – Jestem Kamila.
   Złotowłosy zaśmiał się a Clary trąciła go łokciem w żebra.
- Jace, to twoja siostra. Zachowuj się. – syknęła.
- Clary, ten żart zaszedł już za daleko. Kim jest ta dziewczyna? – powiedział wskazując na mnie.
- Jace, to jest twoja siostra. Wiem że to niemożliwe ale jednej demonicy się udało i taki jest efekt. -  uśmiechnęła się do mnie pokrzepiająco.
- To może ja opowiem jak zjawiłam się na tym świece, więc było to tak… - opowiedziałam całą moją historie. O tym jak zostałam zrodzona z krwi i jak Anioły zabiły moją matkę. O tym jak zostałam wychowana i jak dowiedziałam się wszystkiego – Po tym uciekłam z domu i szukałam kogoś z rodziny mojego ojca. Po trzech dniach poszukiwań natknęłam się na wasz Instytut i spotkałam Clary.
- Czyli jesteś w połowie demonem? – zapytał Jace sięgając po miecz.
- Tak, ja nie chcę wam zrobić krzywdy. – byłam przerażona kiedy wyjął seraficką broń.
- Jace, odłóż to. Nie widzisz że dziewczyna się boi? – powiedziała Clary i wyciągnęła rękę w jego stronę – Oddaj. – powiedziała bardziej rozkazującym tonem niż proszącym.
- Ale ona jest w połowie demonem, powinniśmy ją zabić! – zaprotestował.
- Ja jej ufam, ty też możesz. A teraz idź i odłóż broń do zbrojowni.
- Ale…
- Już, bo się do ciebie nie odezwę przez tydzień! – pogroziła mu palcem a on wzruszył ramionami i wychodząc jeszcze zawołał:
- Jak ci się coś przez nią stanie to na mnie nie licz! – wyszedł i zamknął drzwi z głośnym hukiem.
- Przepraszam cię za niego, zwykle taki nie jest. – zwróciła się do mnie rudowłosa – Nie przejmuj się, nie pozwolę żeby ci coś zrobił. – dalej musiałam mieć przerażoną minę – Naprawdę zadbam o ciebie. – przytuliła mnie a ja oddałam uścisk.
- Czy ty mi ufasz? – zapytałam nieśmiało.
- Oczywiście, jak mogłabym nie ufać szwagierce. – zaśmiałyśmy się, tym co powiedziała sprawiła mi niewysłowioną ulgę.
- Dziękuje. – szepnęłam i jeszcze raz ją przytuliłam
- Jutro idziemy na zakupy z Isabell i poznasz resztę.
- Isabell to ta która ma czarne włosy? – przypomniałam sobie czarnowłosą piękność.
- No tak. – uderzyła się w czoło – Przecież nie przedstawiłam was sobie, tak to jest Isabell. Jako dziewczyny jesteśmy tylko my i Marys, mama Izzy. Z chłopaków jest Jace, Alec to brat Isabell i Markus to mój brat. Jace i Alec są parabatai więc nie zadzieraj z obydwoma na raz. Wiesz co to więź parabatai?
- Tak. – przez następne pół godziny opowiadała mi o różnych obrzędach i tradycjach Nefilim.
- Nie zdziw się jeżeli będziemy ubierać się na biało. – dodała ze smutną miną.
- Biały jest na żałobę, tak?
- Dobrze zapamiętałaś. Dzisiaj, na misji ratunkowej zginął Simon. Był chłopakiem Isabell a dla mnie był jak brat. Bardzo mi go będzie brakować. – wyszeptała – A teraz powinnaś iść spać, jutro czeka nas męczący dzień. Zakupy z Izzy to najgorszy trening jaki można wymyślić, zobaczysz. – zaśmiałyśmy się.
- Dobranoc, obydwóm paniom. – z uśmiechem pogłaskałam jej brzuch i wyszłam.
   Weszłam do pokoju, wzięłam szybki prysznic i ubrałam piżamę. Położyłam się na łóżku i myślałam o moim bracie.
   Nie zaakceptował mnie. Co ja teraz zrobię? Przynajmniej z jedną osobą się zaprzyjaźniłam, Clary. Może ona pomoże mi przekonać wszystkich do mnie? Może zostaniemy najlepszymi kumpelami? Fajnie by było… - ziewnęłam i zwinęłam się w kłębek. Po chwili wpadłam w objęcia Morfeusza.
---------------------------------------------
Spodobała wam się historia Kamili? (piszcie w komach)
Przypominam że w czwartek wyjeżdżam (wracam we wtorek) i nie wiem czy będę mogła dodawać rozdziały.
Wika

sobota, 28 marca 2015

Rozdział 26

Mam nadzieje że mi wybaczycie jeśli jutro nie będzie rozdziału. Muszę oddać komputer do informatyka żeby wreszcie zaczął działać normalnie!
Bardzo przepraszam za to że wczoraj nie było rozdziału!

Miłego czytania i mam nadzieje że fani Sizzy się na mnie nie pogniewają za to co napisałam.
Mam inne plany co do Isabell. ☺

Rozdział 26
[ Jocelyn [

   Obudziłam się w jakimś ciemnym i wilgotnym miejscu, lochy. Ale gdzie? Czy dalej jestem w Nowym Jorku? Nie wiedziałam co mam zrobić. Poszukałam jakieś broni, znalazłam krzesło. Oderwałam od niego nogę i czekałam.
   Po jakieś godzinie usłyszałam głosy, zaciekawiona podeszłam do drzwi. Okazało się że idzie po mnie jakaś wampirzyca, schowałam się za drzwiami. Gdy tylko się otworzyły skoczyłam na nią i wbiłam jej moją broń w serce. Zaskrzeczała i upadła na podłogę, wyszłam na długi korytarz. Byłam właśnie przy schodach kiedy przede mną wylądował chłopak o białych włosach i czekoladowych oczach.
- Dzień dobry, pani to Jocelyn, tak? – zapytał z uśmiechem.
- Jocelyn Graimark. – przedstawiłam się.
- Markus Morgenstern. Musimy iść. – pociągnął mnie w górę schodów. Biegłam za nim aż do jakiegoś salonu gdzie spotkaliśmy Marys.
- Markusie, idź pomóż chłopakom bo mają jeszcze jednego wampira. – uśmiechnęła się do mnie kiedy chłopak poszedł – Jak dobrze ze cię znaleźliśmy. Opowiedz, jak cię porwali?
- Ale ja nic nie pamiętam, obudziłam się jakąś godzinę t… -przerwał mi krzyk. Popatrzyłyśmy na siebie przerażone i pobiegłyśmy do chłopaków.
   Markus i Jace stali a Alec klęczał nad kimś. Już wiedziałam że to Simon, przepchnęłam się do niego i uklęknęłam. Miał wielką dziurę w brzuchu a koło niego leżało ciało wampira. Alec rysował mu irtaze ale one się wchłaniały i nie pomagały.
- Nie byłem dobrym Nefilim, przepraszam. Powiedzcie Clary i Izzy że je kochałem, a mojej matce i siostrze wymażcie wspomnienia, proszę. – ledwo mówił. Z jego ust popłynęła strużka krwi którą wytarłam.
- Powiesz im to sam, rozumiesz? Trzymaj się. Simon znam cię i wiem… - przerwał mi.
- Nie przeżyje, kocham was. – wyszeptał i umarł. Zamknęłam mu powieki i wyszeptałam łamiącym się głosem:
- Ave Arque Vale Simon Lewis. – łzy zaczęły płynąć po moich policzkach.

[ Clary [

   Isabell ciągle wyżalała mi się, w końcu miałam tego dość.
- Izzy, co jest między tobą a Markusem? – zapytałam gdy usiadła. Zrobiła dziwną minę.
- Niiic. – widziałam jak się wacha.
- Mnie nie przekonasz. Gadaj, czujesz coś do niego?
- Nooo, nie wiem. – spuściła wzrok.
- Isabell Lightwood nie może poradzić sobie z chłopakiem! – zaśmiałam się.
- Nie szczerz się tak! – była autentycznie oburzona, rozśmieszyła tym mnie jeszcze bardziej.
- Tylko mam nadzieje że Simon na tym nie ucierpi. – przybrałam poważny ton.
- Myślałam nad tym od dłuższego czasu i chyba się rozejdziemy.
- Ale nie możesz go urazić. Bo będziesz miała do czynienia ze mną. – przestrzegłam.
- Ale jak…? – przerwał jej dzwonek instytutu, popatrzyłyśmy na siebie zdziwione.
   Wstałyśmy i zgodnie weszłyśmy do windy. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam dziewczynę.
Miała czarne z czerwonymi pasemkami włosy, były krótko ścięte. Ostre rysy twarzy i złote oczy które od razu przyciągnęły mój wzrok. Była delikatnie umalowana i patrzyła na mnie nieśmiało.
- Kim jesteś? – zapytała Isabell odsuwając mnie od drzwi.
- Mam na imię Kamila i szukam jakiegoś Horondal’a. Mieszka to ktoś taki? – poczułam że ogarnia mnie zdenerwowanie.
- Tak, o co chodzi? – widząc że się waha dodałam – Może jeszcze nie mam tak na nazwisko ale jestem z jednym zaręczona i nosze jego dziecko. – powiedziałam wskazując na mój brzuch i uśmiechając się - Więc możesz mi powiedzieć.
- Ja… Głupio mi o tym mówić. – patrzyła na swoje stopy.
- Może wejdź, porozmawiamy w salonie, co? – kiwnęła głową.
   Weszła do środka a ja zamknęłam drzwi. Izzy złapała mnie za ramie.
- Jesteś pewna? Mi to się nie za bardzo podoba. – wyszeptała.
- Mi się wydaje że możemy jej zaufać. – weszłyśmy dalej. Wjechałyśmy windą do góry i zaprowadziłyśmy dziewczynę do salonu. Ja usiadłam razem z Isabell (która nie odstępowała mnie na krok) na kanapie a Kamila w fotelu naprzeciwko nas.
- Więc, co cię do nas sprowadza? – zapytała Izzy siląc się na spokojny ton ale wiedziałam że trudno jej to przychodzi.
- Ja… Znaczy moja matka…
- Jest Nefilim, tak? – chciałam jej pomóc.
- Nie, Nocnym Łowcom był mój ojciec. Może zacznę od początku. Kiedyś czarownicy nie byli rodzeni przez przyziemne, byli tworzeni za pomocą bardzo skomplikowanego czaru. Do tego była potrzebna krew obojga rodziców. – głośno przełknęła ślinę – Moja matka była Wielkim Demonem. – łzy zaczęły płynąć po jej policzkach.
- Jak to była? – dopytywałam się.
- Wielkiego Demona można unicestwić, może to zrobić Anioł. Moja matka za stworzenie mnie dostała największą kare, spalenie w Niebiańskim Ogniu. – teraz już szlochała – Gdy miałam niecały rok dopadli nas, mnie oddali pod opiekę przyziemnej a matkę spalili. Trzy dni temu dowiedziałam się kim jestem i jaki mam dar. Jestem jedyna w swoim rodzaju. Jestem pół demonem i pół Nefilim.
- Ale, jak to możliwe? – byłam bardzo zaintrygowana. Coś mówiło mi że dziewczyna nie kłamie.
- Nikt nie zrobił czegoś takiego, moja matka zebrała, prawie osiemnaście lat temu, krew Stephana Horondale. Trzy lata przygotowywała się do rytuału, w końcu dopełniła go i mogłam zostać stworzona. Właśnie dlatego że mam w sobie krew Nefilim została zabita.
- Ile masz lat?
- Trzy dni temu skończyłam piętnaście. – odpowiedziała z bladym uśmiechem – Moim życzeniem była prawda, dostałam ją i dlatego tu jestem.
- Zaraz… - zastanowiłam się – Czyli ty jesteś przyrodnią siostrą Jace’a. – popatrzyłam na Isabell.
- Dobra, później mu powiemy. Mówiłaś że masz dar, co to takiego? – zapytała Izzy.
- Od zawsze, gdy kogoś dotykam leczę go z ran. Tylko jest jeden haczyk, ja przez to tracę siły. – spuściła głowę.
- Masz jakieś swoje ubrania albo inne rzeczy? – zmieniłam temat bo widziałam że to trudne dla dziewczyny. Pokręciła głową – Choć, wybierzemy ci coś z mojej szafy. – wzięłam ją za rękę i pociągnęłam do mojego pokoju.
   Okazało się że mamy podobny gust i figurę, wybrałyśmy jej trochę ubrań. Pokazałam jej pokój w którym tymczasowo będzie spać.
- Wielkie dzięki. Już się martwiłam że będę musiała spać pod jakimś mostem, a tu taka niespodzianka! – była bardzo szczęśliwa że ją zaakceptowałam.
- Teraz może chcesz odpocząć? – zaproponowałam.
- Tak ale… Mam jedno pytanie. – powiedziała nieśmiało.
- Tak?
- Mówiłaś że ten cały Jace jest moim bratem, ty jesteś jego narzeczoną, prawda? – pokiwałam głową – A to jest jego dziecko, tak?
- Tak, chcesz poczuć jak się rusza?
- A mogę? – zapytała, przez cały czas była nieśmiała.
- Pewnie, daj rękę. – uśmiechnęłam się i chwyciłam ją za dłoń. Położyłam ją na swoim brzuchu – Tutaj.
- To dziewczynka czy chłopiec? – uśmiechnęłam się.
- A co byś wolała?
- Chyba dziewczynkę. – powiedziała cicho. Zachichotałam.
- No to masz szczęście, będzie dziewczynka. A teraz idź spać, musisz być strasznie zmęczona.
- Jeszcze raz dziękuje za ubrania i dobranoc. – nachyliła się do mojego brzucha – Dobranoc, malutka i nie rozrabiaj za bardzo. – zaśmiałyśmy się.
- Dobranoc. – powiedziałam zamykając drzwi.
-------------------------------------------
Mam nadzieje że się spodobał i nikt mnie nie zlinczuje za zabicie Simona.
Ps. Czy wiecie jakie mam plany co do Izzy? Piszcie w komentarzach!
Wika

czwartek, 26 marca 2015

Rozdział 25

Jest następny rozdział! Już myślałam że go nie dodam!
Niestety ale są jakieś zakłócenia, mam bezprzewodowy internet więc ledwo wchodzę na przeglądarkę. Ten rozdział próbuje dodać 7 raz, mam nadzieje że teraz się uda.

Rozdział 25
[ Clary [

   Przez następny tydzień szukaliśmy mojej matki ale nic. Czar tropiący nie działał, ani nikt jej nie widział. Okazało się że Luck w tym czasie był w Idrisie i nic nie wie. Przyjechał natychmiast jak się o tym dowiedział. Martwię się o niego, mało je, nic innego nie robi tylko szuka Jocelyn. Wygląda jak siedem nieszczęść, muszę coś z tym zrobić.
   Ale najgorsze jest to że ja czuję się coraz gorzej. Nikomu o tym nie mówię ale czasami jest tak że ledwo mogę chodzić. Strasznie się boje że dziecku może coś być.
   Simon wprowadził się do Instytutu zaraz po tym jak porwali Jocelyn.
   Leżałam na łóżku i rozmyślałam jak szybko znaleźć mamę. Koło mnie spał Jace, wyglądał tak niewinnie i słodko. Przez ostatnie siedem miesięcy bardzo wydoroślał, już nie zachowuje się jak arogancki, pewny siebie i kochany nastolatek. Teraz zaczął się o wszystkich troszczyć, a w szczególności o mnie ale dalej potrafi być aroganckim dupkiem. Nie pozwala mi samej nigdzie wychodzić a jak się wymknę to potem na kogoś krzyczy że mnie wypuścili, bo przecież na mnie nie może krzyczeć.
   Uśmiechnęłam się i wstałam, kolana się pode mną ugięły ale przytrzymałam się szafki. To znowu ten ból, nie wiem co mam na to poradzić. Wzięłam prysznic i ubrałam się, poszłam do kuchni z której dochodziły smakowite zapachy. Przy stole siedzieli Markus, Isabell, Simon, Adam a Marys coś gotowała.
- Co na śniadanie? – zapytałam siadając.
- Gdzie Jace? – zapytała w tym samym momencie Izzy, zachichotałyśmy.
- Jeszcze śpi. Wiesz jaki on jest, jak się nie wyśpi to marudzi. – wzruszyłam ramionami.
- To prawda. – odezwał się Jace wchodząc do kuchni a my znowu zachichotałyśmy – Widzę że dzisiaj ci wesoło. A przeprosisz za to że wczoraj rzucałaś we mnie sztyletami? – pocałował mnie w policzek i usiadł koło mnie.
- Nie przeproszę bo ci się należało! – popatrzyłam na niego wściekła.
- Dobra, dobra. To chociaż obiecaj że dzisiaj nie będziesz we mnie rzucać. – miał minę kotka ze Shreka.
- Przysięgam na Anioła że nie będę, dzisiaj, rzucać w ciebie sztyletami. Pasuje? – kiwnął głową a ja się uśmiechnęłam i zajęłam jedzeniem.
- A co takiego Jace zrobił? – dopytywał się Markus.
- Zabrał mi farby. – powiedziałam tonem płaczliwego dziecka – I jeszcze nie oddał!
- Ale dlaczego? – zainteresowała się Marys. Wzruszyłam ramionami i popatrzyłam wyczekująco na mojego Anioła.
- Są szkodliwe. – powiedział i wziął kanapkę.
- Co? – byłam zszokowana – I tylko dlatego zabrałeś mi nowe farby? Niewierze. – pokręciłam głową.
- Szkodzą zdrowiu. – wzruszył ramionami. Wszyscy patrzyliśmy na niego jak na idiotę.
- A teraz będziesz grzeczny i przyniesiesz mi te farby z powrotem. – powiedziałam trzymając w zaciśniętej pięści nóż. Większość popatrzyła na moją pięść z przerażeniem.
- Nie. – nie wytrzymałam. Wstałam i przyłożyłam mu prowizoryczną broń do gardła.
- A teraz przyniesiesz? – wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
- Nie. – uśmiechnął się chytrze.
- I tak je znajdę. – odłożyłam nóż i pocałowałam go w policzek.
- Śmiem wątpić. Gdzie zamierzasz ich szukać? – krzyknął za mną gdy już wychodziłam.
- Jeszcze nie wiem! – wyszłam i zamknęłam szczelnie drzwi. Usłyszałam jeszcze jak Marys mówi „hormony”.
   Poszłam do biblioteki, szukałam wszędzie ale nigdzie ich nie było. Dalej była zbrojownia, otworzyłam drzwi i zobaczyłam je. Moje farby leżały na najwyższej półce za sztyletami. Podeszłam do szafki i spróbowałam je dosięgnąć, jestem za niska. Jak  ja mam je dostać? Przyciągnęłam krzesło i weszłam na nie.
   Wyciągnęłam rękę i… jeszcze kawałek… jeszcze centymetr… jeszcze… mam! Złapałam je mocniej i pociągnęłam. Spadły wszystkie sztylety z półki i rozległ się ogromny huk.
- Mam! – krzyknęłam, drzwi się otworzyły i stanął w nich Jace z Isabell. Krzesło zachybotało się niebezpiecznie i zaczęłam spadać, w ostatniej chwili Jace złapał mnie z gniewną miną – Ooo, to mam problem. – uśmiechnęłam się niewinnie – Znalazłam, widzisz? – pomachałam mu farbami przed twarzą.
- Widzę i przez to masz duży problem. – postawił mnie na ziemi ale trzymał żebym nie uciekła.
- Puść mnie! – usiłowałam się wyrwać.
- Nie ma mowy. – uśmiechnął się przebiegle.
- Spokój! – krzyknęła zdenerwowana Isabell – Szłam właśnie powiedzieć wam że znaleźliśmy Jocelyn.
- Gdzie jest? – zaciekawiłam się.
- Wytłumaczy ci to Marys. – powiedziała. Ruszyliśmy w stronę drzwi, Jace przepuścił mnie i poszliśmy do biblioteki.
   Byliśmy już na korytarzu przed biblioteką kiedy znowu to poczułam. Ból był tak silny że osunęłam się po ścianie, na szczęście (albo nieszczęście) Izzy i Jace szli przodem. Skuliłam się i położyłam rękę na brzuchu, dzięki temu zawsze łatwiej mi było odegnać ból.
- Jace! – zawołałam za nimi gdy nic nie pomagało.
- Co się…? – zapytał odwracając się – Clary! – podbiegł i uklęknął koło mnie – Clary? Co się stało? Powiedz coś. – był bardzo zmartwiony, pokręciłam głową – Izzy, idź po Marys! – Isabell weszła do biblioteki – Zaniosę cię. – Jace wziął mnie na ręce i zniósł do biblioteki.
   Marys od razu do mnie podbiegła i pokazała żebym się położyła na sofie. Coraz ciężej było mi oddychać. Jace gładził mnie po policzku i patrzył mi w oczy.
- Musisz to wypić. – Marys podała mi kubek z jakimś płynem. Posłusznie wypiłam jego zawartość, zaczęło mi się robić lepiej. Odetchnęłam z ulgą, i chyba nie tylko ja.  Jace przytulił mnie i pomógł usiąść – Dam ci zioła, jak będziesz się źle czuła to zaparz je, dobrze?
- Dobrze, ale co z moją matką? – dalej byłam lekko zdenerwowana.
- Opowiem od początku. Dwa tygodnie temu zostałam powiadomiona o dwóch nowych wampirach w mieście, Malkolm i Lili mieli zamieszkać niedaleko Jocelyn. – powiedziała Marys.
- No i co z tego? – dopytywałam się – Chyba nie chcecie mi powiedzieć ze moją matkę zjadły dwa wampiry.
- Nie, nie. Chodzi o to że gdy przez Jace’a przemawiała Lilith, ona spotkała się właśnie z tymi dwoma wampirami.
- Mieli zaplanowane żeby skłócić wampiry i wilkołaki, dlatego porwały twoją matkę.
- Czyli co? Mówicie mi że Jocelyn jest niebezpieczeństwie bo Luckowi na niej zależy, tak?
- Miej więcej. Ale wiemy gdzie ją przetrzymują, odbijemy ją jeszcze dzisiaj. – wtrącił Alec.
- A kto pójdzie ją odbić? – zainteresowała się Isabell.
- Markus, Jace, Alec, Simon i ja. – powiedziała Marys.
- Rozumiem że Clary nie idzie ale, dlaczego ja? – wkurzyła się Izzy.
- Bo jesteś za młoda! – Marys powiedziała to dobitnie, wiedziałam że Isabell nie będzie się kłócić – Wszystko jasne? – pokiwaliśmy zgodnie głowami – Wszyscy idą się przygotować!
   Jace pomógł mi wstać a potem oddał mnie w „ręce” Isabell, poszłyśmy do jej sypialni.

- Jak oni mogli?! Jak mogli mnie zostawić?! – krzyczała gdy wiedziałyśmy już że wyszli.
----------------------------------------------
Mam nadzieje że wam się spodobał bo dla mnie jest taki sobie. :-(
Ps. Ponieważ mam problem z internetem jutro może nie być rozdziału. Postaram się coś dodać ale nie wiem czy mi się uda.
Wiem, też jestem smutna. :'-(
Wika

wtorek, 24 marca 2015

Liebster Award ♥

Jestem bardzo wdzięczna za następną nominacje!
Nominowała mnie paulina patrycja (jej blog), bardzo ci dziękuje!
♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥
Pytania:

1. Dlaczego taka tematyka bloga?
- Bo kocham te książki!

2. Jakie są twoje ulubione lody?
- Pistacjowe i bakaliowe.

3. Masz jakieś ulubione zwierze (EGZOTYCZNE)?
- Delfin (jeśli można go nazwać egzotycznym zwierzęciem)

4. Jak by wszystkie książki były rzeczywistością to, do jakiej grupy byś chciał/chciała należeć?
- Fantastyka (jeśli o to chodzi)

5. Jaki jest twój ulubiony film?
- Niezgodna.

6. Bogactwo czy prawdziwa miłość?
- ♥ Prawdziwa miłość ♥

7. Co robisz w wolnym czasie?
- Czytam, pisze i jeżdżę na rowerze.

8. Truskawki czy maliny?
- Truskawki.

9. Biały czy czarny?
- Zawsze razem lub szary. Nigdy nie dziele przeciwieństw.

10. Dobra książka czy ploteczki z przyjaciółkami?
- Zdecydowanie książka.

Nie wiem czemu paulina nie dała jedenastego pytania ale trudno.
----------------------------------------

Nominuje:

----------------------------------------

Moje pytania:
1. Dlaczego założyłeś/aś bloga?
2. Dlaczego ta tematyka?
3. Co robisz gdy pada deszcz?
4. Jaka jest twoja ulubiona pora roku?
5. Ulubiony dzień tygodnia?
6. Ulubiona piosenka?
7. Ulubiony kolor?
8. Chciałbyś/abyś mieć jakieś zwierze?
9. Wolałbyś/abyś brata czy siostrę?
10. Ulubiona książka?
11. Ulubiona/ny pisarka/pisarz?

Wika

Rozdział 24

Dzisiejszy rozdział dedykuję mojej koleżance, Kindze, która skutecznie przeszkadzała mi pisać.

Rozdział 24
[ Jace [

   Po rozmowie z wampirami wyszedłem na dwór. Stałem tak aż zobaczyłem jak ktoś wchodziło domu obok, to dom matki Clary. Kto tam wszedł? Dlaczego tak późno ktoś przychodzi?
   Podszedłem do okna i obserwowałem.
   Byli tam wszyscy. Clary szła na początku, debile, dlaczego puścili ją pierwszą? Przecież może jej coś grozić. To wina Aleca i Markusa, oni są pełnoletni więc oni za to odpowiadają. Policzę się z nimi!
   Dalej weszła cała reszta, Markus zapalił światło. Wszystko było poprzewracane, bardzo podobnie było w tedy gdy Clary zabiła swojego pierwszego pożeracza.
   Weszła kawałek dalej i wyjęła sztylet. Alec dotknął jej ramienia a ona przycisnęła go do ściany i coś powiedziała ale za cicho żebym usłyszał. Później obserwowałem jak sprawdzają każdy zakamarek.
   W sypialni Clary podeszła do okna a ja musiałem schować się za drzewem ale widziałem na jej twarzy grymas bólu i to jak łapie się za brzuch. Coś jej jest. Tego jestem pewien.
   Po pół godzinie zebrali się w kuchni. Podszedłem do drzwi i słuchałem.
- Dobra, musimy ustalić co robimy dalej. – powiedziała Clary.
- Może go namierzyć – zaproponował Markus.
- Nie trzeba. – odezwał się zimny, kobiecy głos. Dopiero po chwili zrozumiałem że wydobył się z moich ust.
- Jace, proszę. Wróć do nas. – wyszeptała Isabell. Clary stała i wpatrywała się we nie ze łzami.
- Jace. – wyszeptała i osunęłaby się na ziemie gdyby Markus jej nie przytrzymał. Zacząłem krzyczeć żeby mnie wypuścili ale nikt nie reagował.
- Clary! – krzyknąłem i na chwilę wróciłem do mojego ciała. Zaraz znowu swoje miejsce zajęła ta druga osoba. Co chwila wracałem do ciała i odwrotnie. W końcu upadłem i zacząłem krzyczeć z bólu, prawie przejąłem władzę ale czułem że jakaś cząstka „nie mnie” tam jest. Muszę się jej pozbyć.
   Zobaczyłem jak Clary pochyla się na de mną, skupiłem się na jej szmaragdowych oczach. Po jej policzku poleciała łza kiedy szeptała:
- Lilith, zostaw go. – poczułem ogromny ból na całym ciele i zostałem sam.

[ Clary [

   Po tym jak wyszeptałam imię demonicy Jace znieruchomiał i patrzył na mnie swoimi pięknymi, złotymi oczami. Jeszcze nigdy tak się nie cieszyłam widząc jego oczy. Uśmiechnęłam się i przytuliłam do mojego anioła.
- Kocham cię, Clary. – nadal mnie przytulał gdy siadał – Jak się czujesz?
- Dobrze, a ty, jak?
- Na tyle dobrze żeby dokopać Alecowi i Markusowi! – powiedział tak głośno żeby wszyscy usłyszeli.
- Za co? – zdziwiłam się.
- Za to że pozwolili ci tu przyjść. – warknął w stronę chłopaków.
- Ale to ja ich namówiłam. – usprawiedliwiłam ich.
- Nieważne. – zaczął wstawać i podał mi rękę. Złapałam ją i podciągnął mnie do góry, zachwiałam się a Jace mnie złapał – Clary? – głos miał przepełniony troską.
- Nie, to nic. – uśmiechnęłam się blado.
- Magnus musi cię zobaczyć. – oświadczył – Zaniosę cię.
- Nie, ja się czuje dobrze. I to ciebie ma zbadać Ma… - nie dokończyłam bo mi przerwał.
- Clary, widzę w jakim jesteś stanie. Nie wmawiaj mi że dobrze się czujesz bo tak nie jest. Zaniosę cię i bez dyskusji.
- Ja ją zaniosę. – zgłosił się Alec – Ty powinieneś odpoczywać. Ciebie – powiedział pokazując na Jace’a – i ciebie – powiedział pokazując na mnie – powinien zobaczyć Magnus.
   Alec wziął mnie na ręce i poszliśmy w stronę Instytutu. Jace szedł koło mnie i co jakiś czas krzyczał na Markusa za to że pozwolili mi iść.
------------------------------------------
Wiem że znowu krótki ale nic nie mogę na to poradzić.
Przepraszam ale jutro nie będzie rozdziału! Wiem, wiem, jesteście na mnie źli za to że tak rzadko dodaje rozdziały. Jeszcze raz przepraszam!
Wika