poniedziałek, 27 lipca 2015

Rozdział 29

Dzisiaj miałam strasznie męczący dzień (o 2,30 [w nocy, oczywiście] obudziła mnie straż pożarna bo na moim podwórku zapaliło się drzewo, później miałam prawie pięć godzin korepetycji z matmy [ja uczyłam] a teraz jeszcze miałam jakąś awarie i nie było przez pół godziny prądu) ale napisałam dla was rozdział, mam nadzieje że się spodoba!

Miłego czytania!

Rozdział 29
[ Clary [

   Obudziłam się we własnej sypialni, koło mnie siedział mój mąż trzymając mnie za rękę. Spał tak słodziej niż nie jedno dziecko… Właśnie!
   Gdzie jest Isabelle? Gdzie jest Ami? Czy wszystko w porządku?
   Zerwałam się z łóżka wyrywając moją rękę z uścisku i  budząc Jace’a. Mroczki zatańczyły mi przed oczami i straciłam równowagę. Osunęłam się w ramiona ukochanego, położył mnie delikatnie na łóżku.
- Spokojnie, masz wstrząśnienie mózgu, na razie nie możesz wstawać. – powiedział z troską wpatrując mi się w oczy.
- Gdzie Izzy? Ami? Wszystko z nimi w porządku? – zasypałam go pytaniami.
- Cii, spokojnie. – pogłaskał mnie po włosach – Wszystko u nich w porządku. – uśmiechnął się lekko.
- To dobrze. – nagle poczułam wszechogarniające mnie zmęczenie – Chyba jeszcze się prześpię. – mruknęłam.
- Może jeszcze… - dalej nie usłyszałam bo zasnęłam.

[

   Obudziłam się sama w pokoju. Powoli podniosłam się otwierając oczy. W pokoju, tak samo jak za oknem, było ciemno. Spojrzałam na zegarek na szafce nocnej, 1:37. Westchnęłam opuszając stopy na podłogę, chwiejnie wstałam ale zawroty głowy już ustały. Dopiero teraz zobaczyłam że jestem ubrana w czerwoną, bawełnianą koszulkę nocną.
   Wzięłam z szafy czyste ubrania bo wiedziałam że i tak nie zasnę. Odkręciłam wodę pod prysznicem, zimna i orzeźwiająca, idealna. Szybko wymyłam ciało i włosy, wytarłam się ręcznikiem. Dalej nim opatulona podeszłam do lustra.

   Już przyzwyczaiłam się że zawsze widzę w tafli lustra bliznę, jeszcze się nie odzwyczaiłam. Wysuszyłam i rozczesałam włosy, spięłam je w niechlujny kok. Ubrałam białą, luźną bokserkę, czarne rurki i rozpiętą koszulę w kratę. Do tego moje ukochane, czarne trampki. Ze szkatułki wyjęłam łańcuszek z dwoma serduszkami, jedno było czarne a drugie srebrne z napisem. Wzięłam jeszcze komplet trzech pierścionków i kolczyki, czarne serduszka.
   Wychodząc z pokoju chciałam iść do mojej córeczki ale nie wiedziałam gdzie jest. Więc wybrałam kuchnie. Była pusta, zrobiłam sobie kanapkę, zjadłam i poszłam na poszukiwania męża.
   Starałam się chodzić jak najciszej, przecież było już po północy. Lekko uchyliłam drzwi do pokoju Isabelle, pusto. Zdziwiona zamknęłam drzwi i postanowiłam szukać dalej.
   Nikogo nie znalazłam i zrezygnowana poszłam do biblioteki. Otworzyłam masywne drzwi ze skrzypnięciem i ujrzałam wszystkich, no prawie, siedzących przy stole. Rozmawiali o czymś bardzo żywiołowo. Brakowało tylko Aline i Helen, nawet moja córeczka była w ramionach Izzy.
   Podeszłam bliżej, dopiero teraz mnie zauważyli.
- Czy może mi ktoś powiedzieć, co tu się stało? – zapytałam cicho.
- Jak to? Nie pamiętasz? – zmarszczyła brwi Maryse.
- Co mam pamiętać? – usiadłam koło Jace’a łapiąc go za rękę – Ostatnie co pamiętam to jak chodziłam po belkach, trening. – wytłumaczyłam – Gdzie Aline i Helen? – milczeli – Powiecie, co tu się stało?
- Zaatakowały nas Ferie, znowu. – powiedział gorzko Adam.
- Straciłaś przytomność zanim się zjawili. – dodała Isabelle.
- Helen i Aline z nimi walczyły. – dopowiedział Alec… Skoro jest tu Alec to gdzie Magnus?
- Ale dlaczego ich tu nie ma? – nie rozumiałam, chyba że… Nie! Niemożliwe!
- Helen została rana, dość poważnie. Są razem z Magnusem w Izbie Chorych. – wytłumaczyła Iz.
- Ale wyjdzie z tego? – chciałam się upewnić.
- Nie wiemy. Na strzale była jakaś dziwna trucizna, mam nadziej że Magnus sobie z nią poradzi. – powiedziała zmartwionym tonem Maryse.
- Och. – tylko tyle udała mi się wydusić.
- Obmyślamy jakiś plan, zawiadomiliśmy już Clave i teraz czekamy na ich decyzje. – powiedział, do tond milczący Jace.
- I co? Wymyśliliście coś? – zapytałam z nadzieją.
- Niestety… - nie dokończył Alec bo drzwi otworzyły się z hukiem i stanęła w nich…

----------------------------------------
Oj! Ja zła! Zakończyłam w takim momencie!
No niestety poczekacie sobie trochę na rozdział. Zdecydowałam że zrobię sobie tydzień przerwy (nowy rozdział przewidziany na 03.08.2015r) później wrócę do was (mam nadzieje) pełna weny.
Jutro powinien pojawić się rozdział na "Witaj w piekle!" ale jeszcze nie wiem o której godzinie.
Niestety rozdział na blog o Trylogii Czasu jest jeszcze w "proszku", przyczyna: nie miałam czasu. Nawet weekend miałam zajęty, chodź w końcu spędziłam go przyjemnie.
No więc do napisania!
Wika

czwartek, 23 lipca 2015

Rozdział 28

Jest nowy rozdział... mam nadzieje że się spodoba!

Miłego czytania!

Rozdział 28
[ Isabelle [

   Narysowałam Clary dwie runy uzdrawiające i próbowałam ją ocucić, niestety dalej była nieprzytomna.
   Cały Instytut trząsł się pod wpływem jakiegoś dziwnego zaklęcia, czułam to, ale nie wiedziałam co to za zaklęcie i kto je rzucił.
   Wyjęłam z kieszeni komórkę i wykręciłam numer Jace’a, po pięciu sygnałach włączyła się sekretarka. Spróbowałam skontaktować się a bratem, też nie odbierał. Markus, to samo. Czy oni nie wiedzą po co są komórki?! Następną miałam Aline, zadzwoniłam. Odebrała po minucie.
- Dziewczyny, gdzie jesteście? – zapytałam lekko spanikowanym tonem.
- Już wracamy, co się dzieje? – odezwała się Helen, widocznie czarnowłosa włączyła na głośnomówiący.
- Pośpieszcie się! – krzyknęłam kiedy podłoga i ściany po raz kolejny zafalowały – Jakieś zaklęcie… - upadłam na kolana i zajęczałam z bólu.
- Co? Co tam się dzieje?! – wrzasnęły.
- Musicie szybko tu przyjść…
   Drzwi otworzyły się z hukiem i do środka wpadło przynajmniej pięćdziesiąt Ferie, ustawili się przede mną.
- Na Anioła… - szepnęłam czując jak pot przerażenia spływa po moim ciele – Oni… - strzała przeleciała tuż koło mojego ucha i wbiła się w telefon rozłączając rozmowę.
- Oddasz nam Morgernsternówne (czytaj: Clary – od autorki) i jej córkę albo cię zabijemy!! – zagrzmiał jeden z pierwszego rzędu.
- Nigdy. – powiedziałam groźnie.
- Zastanów się jeszcze. Jeśli zginiesz to twoje dzieci również. – zauważył.
   O Boże, on ma racje. – pomyślałam z przerażeniem.
- Trudno, nie dam się tak łatwo zabić. – szepnęłam do siebie.
- Więc? Co wybierasz?
- Wole zginąć broniąc parabatai niż żebyście zabili mnie później! Bo nie uwierzę że zostawicie mnie przy życiu! – wrzasnęłam, jeden Ferie wystąpił z szeregu a ja z przerażeniem go poznałam…
   Meliorn.

[ Jace [

   Zbadaliśmy wszystkie zakamarki polany na której wczoraj miało miejsce „wydarzenie”.  Wracaliśmy już do Instytutu kiedy postanowiłem zadzwonić do Clary. Włączyłem telefon i odebrałem wiadomości.
- Ej, chłopaki. Izzy dzwoniła do mnie cztery razy, do was też? – odezwał się Alec.
- Do mnie dwa. – powiedział Markus.
- Do mnie też cztery. – dodałem zaskoczony.
- Musiało coś się stać. – zdecydował Alec – Ale dlaczego nie zadzwoniła Clary? – zastanowił się.
   No właśnie, dlaczego? Jedyna odpowiedź była prosta i zarazem przerażająca dla mnie…
- Bo Clary się coś stało.

[

   Biegliśmy najszybciej jak mogliśmy. Miecze, sztylety i inna broń głośno obijały się o siebie ale nie zwracaliśmy na to uwagi. Jak najszybciej podbiegliśmy do drzwi… których nie było.
- Cholera, co jest? – odezwał się Alec.
- Nie wiem i to mnie przeraża. – przyznałem, chłopcy popatrzyli na nie dziwnie. No tak! Jeszcze nigdy na głos nie przyznałem że coś mnie przeraża!
- Wow, zmieniłeś się. – wymamrotał czarnowłosy.
- Chodźcie już! – zawołał Markus ze środka, wzruszyłem ramionami i wszedłem do Instytutu.
   Już na ostatnich stopniach było słychać czyjś szloch i jakieś krzyki. Wszystko było zdemolowane, wszystko poprzewracane i zniszczone. Korytarz wyglądał jakby przebiegło po nim stado… W sumie to nie wiedziałem czego.
- Dziewczyny?! Isabelle?! Clary?! – zaczął wołać Alec.
   Jeszcze parę razy wołaliśmy i poszliśmy w stronę z której dochodził szloch. Sala treningowa wyglądała… A właściwie to wcale nie wyglądała. Wszystko było poprzewracane, zniszczone. Na ziemi leżały ciała Ferie i ich broń, na ścianach plamy krwi i jakieś zielonej mazi.
   Aline klęczała nad ciałem Helen, chyba była żywa bo czarnowłosa rysowała na jej ramieniu Irtaze. Szukaliśmy dalej aż w końcu znaleźliśmy Isabelle klęczącą nad Clary za belką która musiała spaść w sufitu.
- Clary… - szepnąłem upadając na kolana, zauważyłem na jej ciele dwie nowie runy leczące – Co jej się stało? – zapytałem lekko roztrzęsionej Iz płaczącej w ramionach Markusa.
- Ćwiczyła… Później wszystko działo się tak szybko… Wszystko zaczęło się trząść… Spadając złapała się belki ale druga w nią uderzyła… Uderzyła o ścianę… Później przyszły te diabelne Ferie… Meliorn, żyje.

----------------------------------------------

No i chyba rzeczywiście zdecyduje na zawieszenie bloga na jakiś tydzień, może trochę więcej. Nie wiem co się stało. Mogę pisać każde inne moje opowiadanie ale to idzie mi wyjątkowo trudno. Do tego rozdziału miałam trzy podejścia i wyszło nawet fajnie... Ale, ludzie! Spędziłam nad tym pół dnia!
Mam nadzieje że następny rozdział będzie w poniedziałek!
No to już chyba wszystko...
Wika

środa, 22 lipca 2015

Rozdział 27

Przepraszam za długą nieobecność! Rozdział miał być w poniedziałek ale byłą ma spacerze (który trwał jakieś 7 godzin) i jak wróciłam to byłam padnięta i nie myślałam o niczym inny niż łóżeczko i sen.♥

Miłego czytania!

Rozdział 27
[ Clary [

- Iz, spokojnie. – powiedziałam uspokajająco gładząc plecy parabatai – Co tam widzieliście?
- Kaelie była ciągnięta przez strażników… - chlipnęła – Wszędzie były pochodnie i tak… jakoś bardzo ciemno… Przypięli ją pasami do jakiegoś… kamienia. Krzyczała… Wyrywała się... Bała się…
- Już spokojnie, jesteś bezpieczna. – wytarłam jej kolejne łzy.
- Nie… - pokręciła głową – Nikt nie jest bezpieczny.
- Jesteś wstanie powiedzieć co było dalej? – kiwnęła głową.
- Królowa Ferie… Mówiła coś w jakimś dziwnym języku… Wyjęła sztylet… Nigdy takiego nie widziałam… Wyglądał jak sierp… był cały złoty… ale musiał być bardzo mocny. Królowa wbiła go w klatkę piersiową Kaelie… ona się wyrywała… krzyczała… ale Królowa nic sobie z tego nie robiła… Wycięła jej serce… dopiero tuż przed wyjęciem serca Kaelie przestała oddychać… - zalała się łzami.
   Nawet nie próbowałam sobie tego wyobrazić… Przytuliłam Isabelle i pogłaskałam po plecach, nie wiedziałam co mam robić. Otarłam jej łzy i powiedziałam że powinna się położyć.
- Nie zasnę. – sprzeciwiła się.
- Pójdę po Markusa…
- To nic nie da. – pokręciła głową – Zostań ze mną, proszę. – zgodziłam się kiwnięciem głowy i położyłam koło mojej parabatai.

[ Jace [

   Markus wszystko opowiedział Maryse, widok tego musiał być straszny…
- Ale dlaczego ona to zrobiła? – zapytałem – Po co tak męczyła swojego poddanego?
- Potrzebowała jej serca do czaru. – odpowiedział Magnus – Skoro wycinała jej serce gdy żyła to jest tylko jeden taki czar.
- Jaki? Po co on im? – wtrącił Marus.
- Do zrobienia trucizny która zabija wszystkich którzy nie mają w sobie krwi Ferie. Wystarczy kropelka zmieszana w twoim krwioobiegu a umierasz. – wytłumaczył.
- Ile trwa przygotowanie tej substancji?
- Jeśli ma już serce to około dwa dni.
- Trzeba zawiadomić Clave. – zdecydowała Maryse – Teraz wiemy że na pewno przyjdą po Clary.

[ Isabelle [

   Obudziłam się sama w łóżku, lekko rozprostowałam ciało i wstałam. Miałam na sobie wczorajsze ciuchy… Zaczęły do mnie wracać wspomnienia poprzedniej nocy.

   Otarłam łzę spływającą po policzku i postanowiłam że będę silna. Wzięłam orzeźwiający prysznic i wybrałam sobie ubrania na dzisiaj. Ubrałam jasno różową bluzeczkę, jasno różowe sandałki na szpilkach i jasne rurki. Do tego wisiorek z napisem „Love” i lekki makijaż. Włosy rozczesałam i zostawiłam rozpuszczone, użyłam odrobinę morelowych perfum i wyszłam z pokoju.
   W salonie nikogo nie było, a w kuchni spotkałam moją parabatai.
- Głodna? – zapytała z uśmiechem, miała na sobie strój do treningów – Robię sałatkę, chcesz?
- Poproszę. – po chwili przede mną wylądował talerz z sałatką, jajecznicą i pieczywem. Popatrzyłam z powątpiewaniem na jajka które były trochę za bardzo, jak na mój gust, przypieczone i wzięłam trochę do ust – Clary! To jest… To jest… Przepyszne!
- Dziękuje. – uśmiechnęła się – Zawsze dodaje tej przypraw do jajek bo nienawidzę ich smaku, wprawdzie wyglądają trochę gorzej ale smakują. – wytłumaczyła.
- Trenowałaś? – zmieniłam temat zapychając się kolejną porcją białka.
- Nie, zaraz idę do Sali. – popatrzyła na mnie niepewnie – Pójdziesz ze mną? Chłopaki kazali mi ciebie pilnować a ja muszę trochę poćwiczyć… Nie robiłam tego od… prawie dwóch miesięcy, od walki z Lilith.
- Pójdę. – wybełkotałam z pełnymi ustami, przełknęłam i zadałam pytanie które nurtowało mnie od kiedy weszłam do kuchni – Gdzie chłopcy?
- Poszli sprawdzić park z Aline i Helen, Maryse pojechała do Idrisu a Adam zabrał Lesli i Kamilę do stada Lucka, Magnus idziesz wyszedł. – wzruszyła ramionami.
- Acha.
   Skoczyłam jeść i włożyłam talerz do zlewu mówiąc że było pyszne i od dziś Clary może robić śniadania. Chciałam pozmywać ale rudowłosa pociągnęła mnie za ramię do Sali mówiąc że chce jak najdłużej trenować.
   Trenowała już dłuższy czas, chodziła po ściance wspinaczkowej, walczyła z manekinami i wszystko inne… Teraz właśnie miała przejść po belkach, uparłam się żeby założyła linki i wygrałam. Weszła na tą najwyższą i zaczęła po niej iść. Gdy była już w połowie drogi wszystko się zatrzęsło… Podłoga drżała a belki latały na wszystkie strony! Clary spadła zatrzymując się dość wysoko nad ziemią ale mogła skoczyć. Właśnie odpinała linkę kiedy druga belka uderzyła w nią z impetem, ruda poleciała na ścianę po której się osunęła. Podbiegłam do niej jak najszybciej.
   Co tu się dzieje?! – krzyczałam w myślach kiedy podłoga znów się zatrzęsła.

---------------------------------------
Szczerze powiedziawszy to nie wiem co się stało. Ostatnio brakuje mi pomysłów do tego opowiadania... I to jest smutne!
Postaram się jutro dodać rozdział a później to dopiero w poniedziałek. Wiem, i też naprawdę smutno ale nie wiem co zrobić... Zastanawiała się nawet czy nie zawiesić tego bloga, w sumie to dalej się nad tym zastanawiam. Na razie chcę spróbować pisać z większymi odstępami a jak przejdę "okres bez weny" to postaram się pisać normalnie (a może i nawet częściej). A poza tym wszystkim to mam jeszcze swoje życie i chcę spędzić te wakacje w miarę wesoło a nie siedzieć tyko w domu i ubolewać nad tym że niem mam weny.
Wczoraj dodałam rozdział na "Witaj w piekle!" więc tam zapraszam!
W sumie to już wszystko napisałam...
Do napisania!
Wika

LBA !!


Z całego serduszka dziękuje Veronice Hunter (jej blog) i Manii Miji (jej blog) za nominacje!
Dam po pięć pytań od każdej.
♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥

Pytania od Veronici:

1) Jakich dwóch języków chciałabyś się w pełni nauczyć?
- Rosyjskiego i... nie wiem.

2) Jaka kuchnia najbardziej przypadła ci do gustu?
- Rosyjska.

3) Jakie są twoje trzy ulubione lody?
- Pistacjowy, bakaliowy i porzeczkowy.

4) Pikantne czy łagodne?
- Łagodne.

5) Trzy cechy, które ma twój wymarzony partner?
- Miły, szczery i żeby nie przeszkadzały mu moje wady.

Pytania od Manii:

1. Przyjaciele, czy rodzina?
- Ważniejsza jest rodzina ale z przyjaciółmi też lubię spędzać czas.

2. Czarny, czy biały?
- Czarny.

3. Ulubiona piosenka?
- Aktualnie "Give Me Love" Ed Sheeran.

4. Czekolada, czy żelki?
- Czekolada.

5. Wolisz lato, czy zimę?
- Zimę.

------------------------------
Nominuje:


---------------------------
Moje pytania:

1. Kiedy masz urodziny?
2. Chciałbyś/abyś mieć rodzeństwo? Dlaczego?
3. Ile masz bogów?
4. Czy planujesz jeszcze zakładanie innych blogów?
5. Jaką istotą fikcyjną (wampir, wilkołak, Nocny Łowca, podróżnik w czasie, itp.) chciałbyś/abyś być?
6. Jaki rodzaj książek najbardziej lubisz?
7. Jeśli mogłabyś dać trzem autorom różnych książek nagrodę za ich napisanie, komu byś ją przyznał/a i za jaką książkę?
8. Dlaczego zacząłeś/zaczęłaś pisać?
9. Jak nazywało się twoje pierwsze opowiadanie (nawet takie gdy byłeś/łaś bardzo mała)?
10. Co robisz w wolne dni?
11. Kiedy najlepiej ci się skupić?


Wika

poniedziałek, 13 lipca 2015

Rozdział 26

Powiem wam że jakoś mi smutno bez kanimy.☺

Miłego czytania!

Rozdział 26
[ Jace [

   Usiedliśmy przy stole zastawionym pysznymi potrawami.
- Czyli jednak gotowała Maryse. – mruknąłem.
- Coś mówiłeś? – zapytała mnie siedząca obok Isabelle, Clary uśmiechnęła się.
- Nic, nic. – szybko wybrnąłem i nałożyłem sobie kawałek pieczeni.
   Jedliśmy w przyjemnej ciszy gdy nagle odezwał się Magnus.
- Zadajecie tyle pytań! – powiedział z sarkazmem wstając – No już dobrze, dobrze.
- Zacznijmy od tego, na jak długo zostajecie? – spytała Maryse wpatrując się w swojego syna.
- Możemy już na zawsze. – westchnął czarnowłosy – Do Paryża przyjechali nowi Nocni Łowcy więc poprosiłem o przydzielenie mnie gdzieś indziej, Clave zdecydowało że na razie jest spokój więc nie jestem potrzebny. Wróciłem…
- Gdzie będziecie mieszkali? – przerwała mu. Czarownik i Alec wymienili spojżenia.
- Chyba najlepiej u mnie w mieszkaniu. – powiedział Magnus – U was już zrobiło się trochę tłoczno…
- Dobra, ja się chciałbym dowiedzieć, co się stało z moją żoną? – zapytałem. Złapałem ją za rękę i pogładziłem po kostkach dodając jej… Chwila! Raczej sobie… sobie otuchy przed tym co usłyszymy.
- Ach! No tak! – westchnął pocierając czoło – Najpierw zostałem jej panem, panem Kanimy. Mogłem nią sterować więc kazałem już przemienić się, nieodwracanie. – wzruszył ramionami.
- Chyba nie chcę wiedzieć, dlaczego zemdlałem? – mruknąłem.
- Nie chcesz. – potwierdził skinieniem głowy.

[ Clary [

   Po obiedzie poszłam do pokoju, pobawiłam się chwile z Ami, rozmyślałam nad moją przemianą. Wszystko dzięki Magnusowi. Dlaczego wcześniej nie miałam pana?
   Włożyłam Ami do łóżeczka, pocałowałam w policzek i zaśpiewałam cicho kołysankę którą mama nauczyła mnie dawno temu. Gdy mała zasnęła wyjęłam z szafy koszulkę Jace’a i już miałam się iść przebrać, otworzyły się drzwi z cichym skrzypnięciem.
- Już idziesz spać? – Zapytał niezadowolony Jace – A może posiedzimy chwile w salonie. – Zaproponował, popatrzyłam na niego zdziwiona.
- Izzy wyszła z Markusem na spacer, Adam i Marys zaszyli się w pokoju a Alec i Magnus wrócili do starego mieszkania. – wytłumaczył.
- Szkoda że się nie pożegnali. – mruknęłam – A Kamila i Lesli?
- Ćwiczą przed Instytutem.
- To możemy iść. – westchnęłam. Mój mąż objął mnie ramieniem i poprowadził do salonu.
   Usiedliśmy na kanapie, oparłam głowę na ramieniu Jace’a i złapałam go za rękę. Blondyn miał jednak inne plany, wciągnął mnie na swoje kolana i zaczął całować moje ramie.
- Co myślisz o zamieszkaniu w przyziemnym domu? – zapytałam czując jak topnieje pod dotykiem jego ust.
- Hmm, jakbyś bardzo chciała to się zgadzam ale nie zerwę z polowaniem na demony. – ostrzegł, mój śmiech przeszedł w cichy jęk kiedy zassał skórę na mojej szyi.
- Wiem, zabijanie to twoja pasja. – powiedziałam naśladując jego głos, nie wyszło mi to za dobrze.
- Dlaczego pytasz? – oderwał się od mojej skóry przez co popatrzyłam na niego z nieukrywanym niezadowoleniem.
- Myślałam nad tym ostatnio. – wyjaśniłam.
- Chciałabyś się przeprowadzić do…
- Clary!! – przerwał mu krzyk Izzy. Wbiegła spanikowana do salonu i rzuciła mi się na szyje.
- Co się stało? – zapytał Jace.
- Byliśmy w parku na spacerze i zauważyliśmy… - przełknął głośno ślinę - …Ferie.
   Otworzyłam szeroko oczy wstając, Izzy uwiesiła się na mnie. Przytuliłam moją parabatai chcąc ją uspokoić.
- Ale dlaczego ona jest w takim stanie? – zapytałam zmartwiona – Przecież zwykłe spotkanie z Feriami nie sprawiłoby u niej takiego wstrząsu.
- Nie było zwykłe. – mruknął mój brat a potem dodał głośniej – One odprawiały jakiś rytuał. Była tam królowa koło jakby ołtarza i inni, czterech strażników wniosło nieprzytomną Kaelie.
- Co?! – krzyknęłam przerażona – Co z nią zrobili?
- Położyli ją na tym „stole” i królowa zaczęła mówić jakieś dziwne słowa. Później… - głos mu się załamał – To wyglądało strasznie.

- Dobrze. – powiedziałam – Zabiorę Izzy a wy powiedźcie o tym Marys. – powiedziałam i wyszłam razem z Isabelle.

--------------------------------------------
No i jak się podoba? Jak myślicie, dlaczego Królowa Ferie zrobiła ten cały rytuał?
Następny rozdział powinien być w środę.
Ostatnio było tylko trzy komentarze! Ja już się przyzwyczaiłam że jest 5 lub więcej, teraz trochę mi smutno. :'-(
Jutro zapraszam na mojego innego bloga "Witaj w piekle!". Już mam prawie napisany rozdział ale muszę dopisać kilak rzeczy.
Zapraszam do komentowania!
Wika

piątek, 10 lipca 2015

Rozdział 25

Dzisiaj internet był tak łaskawy że pozwolił mi napisać rozdział!

Miłego czytania!

Rozdział 25
[ Jace [

   Tak jak powiedziała Clary zszedłem na dół, do kuchni. Nikogo nie było. O co jej chodziło z tym podrywaczem? Nie do końca rozumiałem.
   Szukałem jej jeszcze chwilę i poszedłem do naszej sypialni. Jeszcze przed drzwiami usłyszałem cichy płacz mojego Aniołka. Szybko wszedłem do pokoju z zamiarem uspokojenia jej…
   Zobaczyłem Kanimę (Clary) i Magnusa, Kanima stała przed Magnusem z wyciągniętą ręką. Magnus jakby ją rozumiał przyłożył dłoń do łapy jaszczurki.
   „Clary” zamruczała, nie wierzyłem… Ona zamruczała jak normalny kotek! Popatrzyła chwilę na mnie i wróciła spojrzeniem do Czarownika, wypowiedział jakieś słowa w obcym języku…
   Nagle poczułem się strasznie zmęczony, chciałem tylko na krótko zamknąć oczy ale nie chciały się otworzyć. Poczułem jak moje ciało zderza się z ziemią i zapadłem w głęboki sen.

[ Clary [

   Otworzyłam oczy… Czułam się inaczej, już nie czułam tego czegoś, Kanimy ukrytej we mnie. To było dziwne.
   Zobaczyłam, znowu, aniołki nade mną… Byłam w Izbie Chorych. Lekko uniosłam się na łokciach i rozejrzałam, na łóżku kawałek dalej leżał nieprzytomny Jace… Co mu się stało?!
   Zeskoczyłam z łóżka… Zakręciło mi się w głowie i musiałam przytrzymać się szafki. Gdy zawroty ustały podeszłam ostrożnie do Jace’a. Jego twarz była blada a ubrania pogniecione. Złapałam go za rękę i pocałowałam jej zewnętrzną stronę.
- Przepraszam… - szepnęłam, usiadłam na krzesełku i położyłam głowę na materacu koło ręki męża. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam…

[

   Obudziło mnie łaskotanie na policzku. Wyprostowałam się, przetarłam zaspane oczy i spojrzałam w te piękne, złote tęczówki.
- Przepraszam. – szepnęłam czując napływające do oczu łzy.
- Kochanie… - westchnął, podniósł się, najpierw na łokciach ale później usiadł poprawnie – Nie masz za co…
- Ale…
- Nie przerywaj mi. – skarcił mnie, potulnie jak baranek zamknęłam się – Nic nie zrobiłaś. To przez Kanimę która była w tobie… To jak trzymałaś Kamilę pod sufitem, – zaśmiał się uroczo – jak z nami walczyłaś i te późniejsze dni… Byłaś bardzo dzielna.
- Jace… Kocham cię. – poczułam łzę spływającą po moim policzku, nie otarłam jej.
- Chodź tu do mnie. – szepnął wyciągając ramiona, wtuliłam się w niego bez żadnych oporów – Też cię kocham… Nawet nie wiesz jak bardzo.
   Położyłam się koło mojego Anioła, wtulił się we mnie zasypiając. Gładziłam jego miękkie włosy rozmyślając co będzie dalej…

[

   Tym razem obudził mnie płacz mojej córeczki, westchnęłam przecierając oczy. Chciałam wstać ale czyjeś ramiona mi to uniemożliwiały, rozchyliłam powieki. Najpierw światło mnie lekko oślepiło więc je przymknęłam, gdy już przyzwyczaiłam się popatrzyłam na blondyna.
   Patrzył z rozbrajającym uśmiechem na coś za mną, odwróciłam się. Isabelle, Markus i Magnus stali z uśmiechami na twarzy, Izzy trzymała moją malutką córeczkę. Jace puścił mnie dzięki czemu mogłam podejść do kruszynki.
- Daj mi ją. – szepnęłam do Iz, mała była już spokojna. Isabelle bez słowa podała mi dziecko i uśmiechnęła się.
   Zielone oczy małej wbiły się w moje a ma mojej twarzy pojawił się szczery, ogromny uśmiech.

[ Jace [

   Patrzyłam na Clary i Ami jak w całe moje szczęście… Zaraz! Przecież one są całym moim szczęściem!
   Clary pocałowała małą w czółko i usiadła na łóżku koło mnie. Moje serce rosło gdy tylko czułem między to ogromne uczucie, odwzajemnione. Objąłem ramieniem moją żonę siadając.
- Nie jesteście ciekawi, co się stało? Czy zostaje na stałe? – zapytał przekornie Magnus kręcąc głową.
- Ależ oczywiście że chcemy. – powiedziałem ze śmiechem - Tylko może najpierw…
- Obiad! – krzyknęła szczęśliwa Iz.
- O Boże. – szepnąłem tak żeby tylko Clary mnie usłyszała, zachichotała.

----------------------------------------------
Czy tylko mi się wydaje że trochę poplątałam?
Wiem że jest trochę nudnawy ale tak jakoś wyszło że dzisiaj nie mam za bardzo weny. Mam nadzije że chociaż 1% z tego wam się podoba.☺
Wreszcie dodałam zdjęcie Kamimy! Zdjęcie jest z serialu "Teen Wolf" który przez jakiś czas oglądałam (później przestałam nawet nie wiem dlaczego☺).
Następny rozdział będzie w poniedziałek a tymczasem zapraszam mój blog o Trylogii Czasu!
Wika

środa, 8 lipca 2015

Rozdział 24

Jest nowy rozdzialik! Przepraszam że tak późno ale jakoś tak wyszło.

Miłego czytania!

Rozdział 24
[ Jace [

   Ustawiliśmy się przy ołtarzu i czekaliśmy na pannę młodą z „obstawą”. Po chwili muzyka zaczęła grać a drzwi się otworzyły.
   Pierwsza szła Clary, miała na sobie kremową sukienkę która idealnie odzwierciedlała jej kształty, szpilki dzięki którym sięgało mi do brody i jakąś tam biżuterię. Jej torebką i marynarką „zaopiekowała” się Izzy.
   Ale nie to mnie zaciekawiło. Nie miała blizny, gdy przechodziła koło mnie przyjrzałem się ale nie doszedłem ani kosmetyków ani czaru.
   Zaraz za nią szła Lesli, gdy rudowłosa stanęła naprzeciwko mnie Lesli poszła jeszcze kawałek i, pewnie stanęłaby dopiero przed samym ołtarzem gdyby nie złapała jej Clary i odciągnęła na miejsce. Młoda spłonęła rumieńcem a wszyscy którzy to zauważyli uśmiechnęli się.
   Cała ceremonia była skromna i, wbrew pozorom, zwyczajna. Czułem się trochę jak na własnym ślubie, takim prawdziwym. Już rozmawiałem z Isabelle o urządzeniu najprawdziwszego ślubu, takiego jaki życzyłaby sobie Clary.
   Gdy ksiądz powiedział „Możesz pocałować pannę młodą.” Miałem straszną ochotę pocałować moją żonę dlatego gdy tylko główna para zeszli po schodkach przyciągnąłem ją do siebie i mocno pocałowałem.
- Wariacie! – zachichotała gdy oderwaliśmy się od siebie.
- Jesteś moją żoną, mam prawo do takich rzeczy. – uśmiechnąłem się.

[ Clary [

   Wesele było w miarę skromne, jak na urządzone w ostatniej chwili przez Magnusa to bardzo skromne. Magnus i Alec przyjechali w połowie ceremonii ale już nie przychodzili do kościoła tylko zajęli się oranżerią, Magnus stworzył specjalne pierścienie dla Aleca i Izzy na alergię.
   Wszyscy świetnie się bawili, ja i moja mama zajmowałyśmy się maluchami, chociaż ja od czasu do czasu byłam wyciągana na parkiet przez mojego, cudownego męża. Miałyśmy jeszcze pod opieką moją parabatai, ale i tak przy niej non stop był mój brat.
   Państwo młodzi (nie tacy młodzi – od autorki ) byli bardzo zadowoleni że mają już siebie na wyłączność wiec wypuściliśmy ich wcześniej. Sama też wyszłam przed zakończeniem żeby położyć małą i wyspać się, ktoś będzie musiał rano wszystko posprzątać.

[

   Obudziłam się sama w wygodnym łóżeczku, Ami jeszcze smacznie spała w kojcu. Ubrałam szlafrok i wyszłam z pokoju w kierunku kuchni. Nalałam sobie wody do szklanki i wypiłam ja jednym duszkiem.
   Weszłam na górę, do oranżerii. Alec spał na płachcie błękitnego materiału a Jace na jednym z krzeseł. Nigdzie nie wiedziałam Magnusa. Podeszłam do męża i starałam się go obudzić, na nic moje próby.
- Jace!! – wrzasnęłam aż ptaki z kopuły się przestraszyły i odleciały – Jace!! – spróbowałam jeszcze raz, wymamrotał:
- Clary… Kocham cię. – uśmiechnęłam się mimowolnie.
- Wstawaj bo nie ręczę za siebie!!
- Hmm… Tak, tak… Miranda jest ładna…
   Z całej siły kopnęłam w jego krzesło, nie spodziewałam się że jedna noga się złamie, ale właśnie tak było. Krzesło rozsypało się w drobny mak a Jace spadł na podłogę i jęknął z bólu.
- No nareszcie! Pan podrywacz wstał! Pozbieraj  się i zejdź na dół! – rozkazałam odwracając się.
- Clary… - wymamrotał a później złapał się za głowę i ponownie jęknął.
   Zeszłam na dół i usiadłam w salonie na kanapie. Kto to jest Miranda?! Co jego z nią łączy? Czy byłby w stanie mnie zdradzić? Czy…
   Przerwał mi straszny ból prawej ręki, zaskoczona popatrzyłam na nią, już parę razy bolała ale nie aż tak. Od łokcia aż po czubki palców moja ręka była pokryta zielonymi łuskami. Przerażona zerwałam się i pobiegłam do sypialni, zaczęłam szukać zaszczyków ale jak na złość nie miałam ani jednego…

[ Magnus [

   Właśnie szedłem po mojego Aleca który, tak podejrzewałem, zasnął w oranżerii. Kiedy przechodziłem koło pokoju Herondalów usłyszałem płacz i jakieś trzaski. Może się kłócą? Ta myśl zaraz wyparowała mi z głowy gdy usłyszałem syczenie… Zaraz! Syczenie?!
   Szybko wpadłem do pokoju, zobaczyłem płaczącą Ami w łóżeczku i jakieś zwierze koło komody. Przypominało jaszczurkę ale było wielkości dość niskiego człowieka…
   Rozejrzałem się, czegoś mi brakowało. Przecież gdyby tylko Amanda zaczęła płakać zjawiłaby się Clary…
   Już wiedziałem co to za zwierzę i kto jest w niego zmieniony. Kanima i Clary – dwa wyrazy tłukły mi się po głowie, już wiedziałem co zrobić.

----------------------------------------
Mam nadzieje że się spodobał i nie macie mi za złe takie skrócenie ślubu i wesela. Mnie to też nie zadowala ale nie umiem pisać takich momentów... Jak ktoś lubi to mi przykro.
Jak myślicie, czy uda się Magnusowi odmienić Clary? Jak to zrobi?
Następny rozdział powinien być w piątek...
Acha! Chciałam was powiadomić że mam problemy z internetem i jeśli napiszę wam że rozdział ma być a go nie będzie to nie przejmujcie się, nadrobię to jak już będę mogła.
Zapraszam do komentowania!
Wika

poniedziałek, 6 lipca 2015

Rozdział 23

Tak jak mówiłam, jest nowy rozdział!

Miłego czytania!

Rozdział 23
[ Jocelyn [

   Pomagałam Maryse przy ostatnich poprawkach kiedy zadzwonił Luke, powiedział że musi już jechać do kościoła a nie ma z kim zostawić dzieci.
- To przywieź je tutaj. – zdecydowałam.
- Jesteś pewna? Poradzicie sobie? – zapytał z troską.
- Tak, tak. Zaopiekujemy się nimi, nic im nie będzie. – stwierdziłam.
   Po paru minutach Marcele i Ami byli już w moich ramionach, postanowiłam zawiadomić Clary. Szukałam jej bardzo długo ale nie znalazłam. Isabelle powiedziała że Helen zabrała moją córkę żeby zdążyć się ubrać i przygotować.
   Pokój Helen znajdował się niedaleko sypialni Maryse więc (po tym jak pana młoda zaopiekowała się dziećmi) poszłam do córki. Już miałam zapukać do drzwi ale usłyszałam krzyk… Clary. Natychmiast wparowałam do pokoju nie zamykając drzwi. Zastałam Clary wpatrującą się niedowierzająco w lustro i osłupiała Helen.
- Kochanie… - zaczęłam dzięki czemu rudowłosa popatrzyła na mnie ale tylko na chwilę, później wróciła do przeglądania się w lustrze – Co się stało? – zapytałam blondynki.
- Blizna. – szepnęła jakby to wszystko wyjaśniało.
- Co? – zapytałam nie rozumiejąc.
- Zniknęła. – powiedziała pewnie – Blizna którą Clary miała na policzku. – teraz wszystko zrozumiałam.
   Helen miała racje… Blizna zniknęła!
   Mój umysł zalały wszystkie obrazy mojej córki naznaczonej przez wojnę… Walkę z Lilith.
   Podeszłam do córki, złapałam ją za podbródek i uniosłam lekko głowę, upewniając się że to prawda. Stałam tam, patrzyłam na córkę i nie wierzyłam.

Kamila [ Isabelle [

   Byłam w pokoju z Kamili, miała na sobie czerwoną sukienkę z koronkowymi rękawami, czarne balerinki, czarną biżuterię i lekki makijaż.
   Już kończyłam czesać Lesli kiedy ze zdwojoną siłą uderzył we mnie krzyk Clary. Zostawiłam wszystko tak jak było i wybiegłam z pokoju. Szukałam mojej parabatai w jej pokoju i paru innych miejscach zanim przypomniałam sobie że zabrałam ją Helen. Wbiegłam do pokoju blondynki.
   Clary płakała w ramionach swojej matki a Helen przypatrywała im się nie za bardzo wiedząc co robić.
- Co się stało? – spytałam wystraszona.
- Ja… Ja… Clary… - wyjąkała Helen ledwo zrozumiale. Clary oderwała się od Jocelyn i popatrzyła na mnie, zdębiałam widząc jej twarz.
- Clary! Nie masz blizny! – krzyknęłam rzucając się jej na szyję – Nie ma! – krzyknęłam jeszcze raz oglądając jej twarz ze wszystkich stron.
- Tak, Isabelle. – wyszeptała, po jej pliczkach spłynęły świeże łzy… zły szczęścia, wiedziałam to – Jestem taka szczęśliwa! – wtuliła się we mnie a ja mocno ją objęłam.
- Dziewczyny… - zaczęła Helen ale nikt jej nie słuchał – Dziewczyny! – ponowiła próbę zwrócenia uwagi.
- Co? – warknęłam trochę niegrzecznie przez co spotkałam się z karcącym spojrzeniem Jocelyn.
- Za godzinę ślub a my jeszcze nie gotowa! – krzyknęła rozhisteryzowana.
- Clary makijaż, włosy, sukienka! Helen dokończ włosy! Jocelyn, ubrania! – rozdałam polecenia i wróciłam biegiem do czesania włosów Lesli.

[ Clary [

   Stałam przed drzwiami prowadzącymi do główniej sali kościoła. Trochę się denerwowałam ale nie tyle co Lesli, uśmiechnęłam się na sam widok jej miny.
- Masz zacząć iść gdy ja zrobię pięć kroków, co dwa kroki będziesz rzucać trochę płatków, rozumiesz? – tłumaczyłam co ma zrobić, kiwnęła głową – Później staniesz koło mnie i będziemy tak stały do końca, jakbyś już nie mogła ustać to usiądziesz koło Isabelle, dobrze? – znów kiwnięcie – Tylko pamiętaj żeby iść w tym samym tempem co ja. – ostrzegłam.
- Dobrze a jak… - przerwała jej Isabelle podchodząc do nas z moją córeczką na rękach.
- Clary, Jace jest pierwszym drużbą więc staniesz naprzeciwko niego. – oświadczyła.
- Dobrze, masz pewność że zabrał obrączki? – Izzy przeklęła a ja zaśmiałam się – Masz, zapomniał w pokoju. – podałam jej małe pudełeczko.
- Idiota. – skwitowała, zaśmiałam się ponownie.
- Bądź grzeczna. – szepnęłam całując czółko Ami.
- Żebyś nie zepsuła ślubu. – dodała Lesli.
- Dobra, ja już idę. Powodzenia. – Iz weszła przez masywne drzwi a po chwili rozbrzmiała muzyka.

   Drzwi się otworzyły i pierwsza ruszyłam do ołtarza.

-----------------------------------
No i Clary nie ma blizny... Jakoś nie umiałam jej sobie wyobrazić oszpeconej, to było jakieś dziwne...
Jak się podoba?
No i znowu przedłużam ten ślub... Mam nadzieje że nie będziecie mieli mi za złe że nie opiszę dokładnie uroczystości i wesela (między innymi przysięgi). Po prostu tego nie umiem pisać...
No to chyba już wszystko...
Acha! Rozdział będzie w środę!
Wika