Tak jak mówiłam, jest nowy rozdział!
Miłego czytania!
Rozdział 23
[ Jocelyn [
Pomagałam Maryse przy ostatnich poprawkach
kiedy zadzwonił Luke, powiedział że musi już jechać do kościoła a nie ma z kim
zostawić dzieci.
- To
przywieź je tutaj. – zdecydowałam.
- Jesteś
pewna? Poradzicie sobie? – zapytał z troską.
- Tak, tak.
Zaopiekujemy się nimi, nic im nie będzie. – stwierdziłam.
Po paru minutach Marcele i Ami byli już w
moich ramionach, postanowiłam zawiadomić Clary. Szukałam jej bardzo długo ale
nie znalazłam. Isabelle powiedziała że Helen zabrała moją córkę żeby zdążyć się
ubrać i przygotować.
Pokój Helen znajdował się niedaleko sypialni
Maryse więc (po tym jak pana młoda zaopiekowała się dziećmi) poszłam do córki.
Już miałam zapukać do drzwi ale usłyszałam krzyk… Clary. Natychmiast wparowałam
do pokoju nie zamykając drzwi. Zastałam Clary wpatrującą się niedowierzająco w
lustro i osłupiała Helen.
- Kochanie…
- zaczęłam dzięki czemu rudowłosa popatrzyła na mnie ale tylko na chwilę,
później wróciła do przeglądania się w lustrze – Co się stało? – zapytałam
blondynki.
- Blizna. –
szepnęła jakby to wszystko wyjaśniało.
- Co? –
zapytałam nie rozumiejąc.
- Zniknęła.
– powiedziała pewnie – Blizna którą Clary miała na policzku. – teraz wszystko
zrozumiałam.
Helen miała racje… Blizna zniknęła!
Mój umysł zalały wszystkie obrazy mojej
córki naznaczonej przez wojnę… Walkę z Lilith.
Podeszłam do córki, złapałam ją za podbródek
i uniosłam lekko głowę, upewniając się że to prawda. Stałam tam, patrzyłam na
córkę i nie wierzyłam.
Byłam w pokoju z Kamili, miała na sobie
czerwoną sukienkę z koronkowymi rękawami, czarne balerinki, czarną biżuterię i
lekki makijaż.
Już kończyłam czesać Lesli kiedy ze zdwojoną
siłą uderzył we mnie krzyk Clary. Zostawiłam wszystko tak jak było i wybiegłam
z pokoju. Szukałam mojej parabatai w jej pokoju i paru innych miejscach zanim
przypomniałam sobie że zabrałam ją Helen. Wbiegłam do pokoju blondynki.
Clary płakała w ramionach swojej matki a
Helen przypatrywała im się nie za bardzo wiedząc co robić.
- Co się
stało? – spytałam wystraszona.
- Ja… Ja…
Clary… - wyjąkała Helen ledwo zrozumiale. Clary oderwała się od Jocelyn i
popatrzyła na mnie, zdębiałam widząc jej twarz.
- Clary! Nie
masz blizny! – krzyknęłam rzucając się jej na szyję – Nie ma! – krzyknęłam
jeszcze raz oglądając jej twarz ze wszystkich stron.
- Tak,
Isabelle. – wyszeptała, po jej pliczkach spłynęły świeże łzy… zły szczęścia,
wiedziałam to – Jestem taka szczęśliwa! – wtuliła się we mnie a ja mocno ją
objęłam.
-
Dziewczyny… - zaczęła Helen ale nikt jej nie słuchał – Dziewczyny! – ponowiła
próbę zwrócenia uwagi.
- Co? –
warknęłam trochę niegrzecznie przez co spotkałam się z karcącym spojrzeniem
Jocelyn.
- Za godzinę
ślub a my jeszcze nie gotowa! – krzyknęła rozhisteryzowana.
- Clary
makijaż, włosy, sukienka! Helen dokończ włosy! Jocelyn, ubrania! – rozdałam
polecenia i wróciłam biegiem do czesania włosów Lesli.
[ Clary [
Stałam przed drzwiami prowadzącymi do
główniej sali kościoła. Trochę się denerwowałam ale nie tyle co Lesli,
uśmiechnęłam się na sam widok jej miny.
- Masz
zacząć iść gdy ja zrobię pięć kroków, co dwa kroki będziesz rzucać trochę
płatków, rozumiesz? – tłumaczyłam co ma zrobić, kiwnęła głową – Później
staniesz koło mnie i będziemy tak stały do końca, jakbyś już nie mogła ustać to
usiądziesz koło Isabelle, dobrze? – znów kiwnięcie – Tylko pamiętaj żeby iść w
tym samym tempem co ja. – ostrzegłam.
- Dobrze a
jak… - przerwała jej Isabelle podchodząc do nas z moją córeczką na rękach.
- Clary,
Jace jest pierwszym drużbą więc staniesz naprzeciwko niego. – oświadczyła.
- Dobrze,
masz pewność że zabrał obrączki? – Izzy przeklęła a ja zaśmiałam się – Masz,
zapomniał w pokoju. – podałam jej małe pudełeczko.
- Idiota. –
skwitowała, zaśmiałam się ponownie.
- Bądź
grzeczna. – szepnęłam całując czółko Ami.
- Żebyś nie
zepsuła ślubu. – dodała Lesli.
- Dobra, ja
już idę. Powodzenia. – Iz weszła przez masywne drzwi a po chwili rozbrzmiała
muzyka.
Drzwi się otworzyły i pierwsza ruszyłam do
ołtarza.
-----------------------------------
No i Clary nie ma blizny... Jakoś nie umiałam jej sobie wyobrazić oszpeconej, to było jakieś dziwne...
Jak się podoba?
No i znowu przedłużam ten ślub... Mam nadzieje że nie będziecie mieli mi za złe że nie opiszę dokładnie uroczystości i wesela (między innymi przysięgi). Po prostu tego nie umiem pisać...
No to chyba już wszystko...
Acha! Rozdział będzie w środę!
Wika
Rozdział EXTRA<3<3<3 Prawdę mówiąc, ja też nie potrafiłam sobie wyobrazić oszpeconej Clary :D
OdpowiedzUsuńPS. DA z pod twojej ręki są po prostu CUDNE<3 Dlatego chciałabym cię nominować do LBA! Więcej: http://diabelskie-maszyny-inna-historia.blogspot.fi/2015/07/liebster-blog-award_7.html
UsuńRozdział świetny. Dobrze, że nie ma blizny, ja też nie mogłam jej sobie wyobraźć. Czekam na next.
OdpowiedzUsuńJa już chce next.
OdpowiedzUsuńPrzeniosę Was do Los Angeles, świata u schyłku dwudziestego wieku. Poznacie szóstkę przyjaciół, którzy postanowią założyć zespół, jeden z nich odejdzie, zastąpi go inny, o lepszej barwie głosu, co przyczyni się na sukces kapeli. Jest tam też dziewczyna, z talentem plastycznym, dzięki któremu najchętniej namalowałaby sobie świat, albo chociaż zamalowała ten obecny. Przeszłość i przyszłość będą ze sobą połączone tylko im znanymi więzłam. Czas obecny będzie bez znaczenia, zaistnieje lub zaniknie bez względu na odmierzające go zegary, odsłoni tajemnice lub przetnie losy ludzi, którzy nigdy nie powinni się spotkać.
OdpowiedzUsuń"Losie, okropny losie, co masz zamiar zrobić z ludźmi, których połączyłeś w nieodpowiednim czasie? Dlaczego dałeś im szczęście, a potem szybko odebrałeś? Czy aż taką wielką uciechę sprawia ci obserwowanie dwóch, samotnych serc, trwających w letargu? Czemu nie pozwolisz spotkać się im, choć na chwilę, aby znów mogli poczuć tą więź, splątać się przezroczystą nicią przeznaczenia?"
http://we-are-a-broken-people.blogspot.com/ - zapraszam na bloga.
Świetny rozdział!
OdpowiedzUsuńLecę nadrabiać dalej!
♥♥♥