Jestem dzisiaj tak zaspana... (ziewam☺) Generalnie jak wróciłam ze szkoły to poszłam spać (około 15) a obudziłam się przed chwilą. Dobrze że rozdział napisałam na WF-ie!
Miłego czytania!
Rozdział
47
[ Clary [
Stałam na środku polany, trawa niemiała
pięknego zielnego koloru tylko brązowo pomarańczowy. Wokół mnie były tylko
cienie i dziewczynka około dziesięcioletnia. Od razu ją poznałam, moja córeczka
stała koło Lilith. Była związana i poturbowana, jej usta ułożyły się w moje
imię ale ja nic nie słyszałam. Odwróciłam się i zobaczyłam Jace’a, Aleca,
Isabell i Markusa. Wszyscy poruszali się jak roboty, byli wpatrzeni we mnie jak
w najgorszego wroga.
- Jace, pomórz mi
uwolnić Ami. – poprosiłam. Wyraz jego twarzy stał się zacięty, podszedł do mnie
i złapał za ramiona – Puść mnie! To boli! – próbowałam się wyrwać ale zacisnął
ręce jeszcze mocniej. Zaciągnął mnie koło córki – Dlaczego to robisz? –
spytałam patrząc na Lilith.
- Chce żebyś cierpiała
tak jak ja. – wysyczała. Markus podszedł do Amandy, zaczęłam się jeszcze
bardziej wyrywać, Jace’owi musieli pomóc Alec i Isabell. Markus uśmiechnął się
uśmiechem od którego zmroziło mnie do szpiku kości i skręcił karki małej.
[
Obudził mnie płacz córeczki, wstałam i
wyjęłam ją z kołyski. Byłam jeszcze roztrzęsiona po tym śnie ale cieszyłam się
że to nieprawda i mogę trzymać Ami na rękach.
- Już, już. Ciii,
wszystko jest dobrze. – szeptałam, dalej była niespokojna.
- Clary… - zaczęła
Isabelle wchodząc do pokoju – Coś się stało? – zapytała patrząc na Ami.
- Nie mogę jej
uspokoić. – powiedziałam.
- Daj ją na chwile. –
powiedziała wyciągając ramiona. Już chciałam podać Ami Isabelle ale zobaczyłam
coś nieprawdopodobnego, oczy Izzy zabłysnęły czernią! Amanda zaczęła jeszcze
bardziej płakać, przycisnęłam ją mocniej do piersi.
- Zostaw nas. –
warknęłam w stronę „Isabelle” – Idź już.
- Daj mi małą, na
chwilę. – powiedziała patrząc na mnie groźnie.
- Jace!! – wydarłam
się. Do celi wpadł jakiś chłopak, na oko miał trzynaście lat, i Jace.
- O co chodzi? –
spytał ze zmarszczonymi brwiami. Nie Izzy podeszła jeszcze bliżej a ja się
cofnęłam, krzyknęła z frustracji.
- Daj mi tego bachora!
– jej twarz zaczęła się zmieniać. Nagle zastygła w bezruchu i upadła na ziemie,
zaczęła się kurczyć i zniknęła.
- Nic wam nie jest? –
zapytał Jace obejmując mnie. Popatrzyłam na Ami, uśmiechała się i bawiła
palcami mojej ręki.
- Wszystko w porządku.
– odpowiedziałam – Co to za demon? Nie słyszałam o demonie który może zmieniać
się w kogoś innego. – powiedziałam ze zmarszczonymi brwiami.
- Też nie wiedziałem
że takie istnieją ale bardziej mnie zastanawia jak przedostał się przez czary
ochronne, muszę porozmawiać z Jią. – usiadł ze mną na pryczy – Dziękuje. –
zwrócił się do chłopaka.
- Niema za co, cieszę
się że mogłem pomóc. – odpowiedział z uśmiechem.
- Pójdę do Konsul. –
powiedział Jace wstając, złapałam go za rękę.
- Nie zostawiaj mnie.
– szepnęłam.
- Ja z tobą zostanę. –
powiedział chłopak. Nie wiem dlaczego ale od razu mu zaufałam – Jeśli chcesz. –
dodał.
- Dobrze. –
powiedziałam i puściłam mojego narzeczonego, wyszedł.
- Jestem Jim. –
przedstawił się podchodząc do mnie. Gdy nie odpowiedziałam dodał: - A ty?
- Clarissa ale mów mi
Clary. – powiedziałam bawiąc się z córką.
- Ta Clarissa?
Clarissa Morgenstern? – zapytał zszokowany, pokiwałam głową – To dla mnie
zaszczyt że mogłem pomóc uratować twoją córkę. – powiedział poważnie,
parsknęłam śmiechem.
- Ty tak na poważnie?
– zapytałam gdy już się trochę opanowałam – A tak w ogóle to dziękuje za pomoc.
- Nie wybaczyłbym
sobie gdybym wam nie pomógł. Mogę? – zapytał wyciągając rękę do zabawy z moją
córeczką. Pokiwałam głową, mała złapała jego palec i ścisnęła.
- Będziesz bardzo
silna, po tatusiu. – szepnęłam całując
ją w czoło.
- Skoro ty jesteś
Clarissa to ten blondyn to…
- Jace Herondal. –
przerwałam mu – Mój narzeczony.
- Łał. – wydusił. Do
pomieszczenia weszła Maryse.
- Choć ze mną, mamy
dla ciebie niespodziankę. – powiedziała biorąc ode mnie Ami – Pośpiesz się bo
Jia już czeka. – ponagliła mnie. Posłałam przepraszające spojrzenie Jimowi i
poszłam za Maryse.
- Co to za
niespodzianka? – zapytałam gdy wchodziłyśmy po schodach
- Isabelle ci wszystko
wytłumaczy. – powiedziała tajemniczo i zaprowadziła mnie do mojej parabatai.
Izzy tylko uśmiechnęła się i wzięła mnie za rękę.
- Izzy, co ty robisz?
– syknęłam.
- Niespodzianka. –
pisnęła – Zobaczysz, spodoba ci się.
- No nie wiem. –
mruknęłam ale poszłam za nią.
Isabelle zaprowadziła wyprowadziła mnie z
Sali Anioła. Moim oczom ukazała się piękna altanka przyozdobiona herbacianymi
różami, pod nią stała pani Konsul i Jace. Byli w czarnych strojach, tak samo
jak ja. Niedaleko stała moja mama z Marcelkiem, Luke, Markus, Maryse z Ami na
rękach, Adam, Kamila, Lesli, Alec i Magnus. Wszyscy byli dziwnie szczęśliwi. Isabelle
pociągnęła mnie w stronę altanki.
- Choć bo spóźnisz się
na swój ślub. – syknęła.
- Co? – zatrzymałam
się raptownie.
- Zaraz nałożycie
sobie runy. – pisnęła cicho – Nie cieszysz się? – zapytała zmartwiona.
- Cieszę się… bardzo.
– zapewniłam – Chodźmy. – teraz to ja ją pociągnęłam.
W tamtym momęcie byłam najszczęśliwszą osobą
na ziemi, popatrzyłam z uśmiechem na Jace’a. Gdy doszłyśmy do niego Izzy mnie
puściła i podeszła do Markusa, wzięła coś od niego i stanęła koło Jace’a.
- To był pomysł Izzy.
– szepnął Jace prowadząc mnie bliżej Konsul.
- Domyśliłam się. –
odszepnęłam z uśmiechem. Konsul odchrząknęła.
- Jest to nietypowy
czas na ślub więc pominę zbędne formułki. – część zebranych zachichotała – Czy
ty, Jonathanie… przepraszam, Jace’ie Herondal, chcesz wziąć tę o to Clarissę
Morgenstern za żonę?
- Tak. – odpowiedział
pewnie.
- I robisz to z
własnej nieprzymuszonej woli?
- Tak.
- Czy ty, Clarisso
Morgenstern, chcesz wziąć tego o to
Jace’a Herondala za męża?
- Tak. – powiedziałam
czując jak w moich oczach zbierają się łzy szczęścia.
- I robisz to z
własnej nieprzymuszonej woli?
- Tak! – krzyknęła
Isabelle, wszyscy odwrócili się w jej stronę – To znaczy… Ja jej do niczego nie
zmuszałam! – krzyknęła zmieszana, teraz wszyscy, bez wyjątku, się zaśmiali.
- Tak. – powiedziałam
zwracając się do pani Konsul.
- Teraz przysięga i
runy. – powiedziała szeptem.
Przysięgę napisałam razem z Isabelle tydzień
po tym jak Jace mi się oświadczył. Mam nadzieje że jej nie zapomniałam!
Izzy podeszła do nas ze Stellą w rękach,
Jace wziął od niej instrument.
- To Stella którą
naznaczyli się moi rodzice, nie masz nic przeciwko? – zapytał odsuwając kawałek
mojej bluzki. Przyłożył Stelle do mojego ramienia i rysując mówił: - Przyrzekam
cię miłować i szanować. Będę ci wierny i uczciwy. I nie opuszczę aż do
ostatniej kropli krwi w moim ciele. – skończył rysować i podał mi instrument.
Zsunęłam materiał z jego ramienia i przyłożyłam Stelle.
- Przyrzekam cię
miłować i szanować. Będę ci wierna i uczciwa. I nie opuszczę aż do ostatniej
kropli krwi w moim ciele. – skończyłam rysować a po moim policzku spłynęła
samotna łza.
- Przed bitwą… -
powiedział Jace.
- W bitwie… -
dopowiedziałam.
- Po bitwie… -
kontynuował.
- Zawsze razem. –
powiedzieliśmy razem.
Złączyliśmy nasze usta w namiętnym, a
zarazem delikatnym i czułym pocałunku. Jedną rękę położyłam Jace’owi na karku a
drugą wplotłam w jego włosy, on położył swoje ręce na moich biodrach i
przysunął mnie do siebie. Jakakolwiek przestrzeń zniknęła między nami.
- Chwila! – krzyknęła
Jia, nie zwracaliśmy na nią uwagi – Ogłaszam was mężem i żoną. Możesz pocałować
pannę młodą. – powiedziała zrezygnowana.
Nagle usłyszeliśmy huk, jak z armaty i niebo
błysnęło czerwienią.
- Atakują!! – krzyknął
ktoś. Oderwałam się od Jace’a i popatrzyłam mu w oczy.
- Zawsze razem. –
szepnęłam.
- Zawsze. –
potwierdził. Pobiegliśmy do Sali trzymając się za ręce.
-------------------------------------------
Wiem że to nie jest ślub marzeń ale... Przyziemni! Tu chodzi o miłość! Do tego żeby kochać nie potrzeba sukienki, tortu i hucznego wesela! Wystarczy mieć swoją drugą połówkę!
Mam nadzieje że się spodobał! Jak wam się podoba przysięga? Powiem że długo nad nią pracowałam ale kompletnie nie wiem jak ją ocenić.
Ps. Jutro najprawdopodobniej będzie nowy rozdział na drugim blogu!
Wika