czwartek, 30 kwietnia 2015

Epilog.

Epilog jest króciutki ale myślę że was zaintryguje!
Miłego czytania!

Epilog
 Jace 

   Chciałem pobiec za Clary ale odgrodziła nas ścianą wody. Wiedziałem że ona jest w stanie oddać za nas życie, nie chciałem tego. Bałem się że zostawi Amandę, że zostawi nas, swoją rodzinę.
   Najbardziej bałem się że zostawi mnie!
   Nagle demony odwróciły się w stronę walczących, skutecznie zasłaniały nam widok. Sciana wody opadła i wiedziałem że Clary coś się stało.
   Przerażony zacząłem przedzierać się przez demony, Lilith kurczyła się i znikała. Moja piękna Clary wyglądała jak Anioł wojny, włosy miała splątane i ubrudzone błotem. Po policzku spływała jej szkarłatna ciecz, trzymała w ręce Hesperosa umazanego demoniczną posoką.
   Chciała zrobić krok ale kolana się pod nią ugięły i upadła, uderzyła tyłem głowy w kamień i syknęła z bólu. Przerażony podbiegłem do niej i położyłem sobie jej głowę na kolana, ostatkami sił dotknęła mojego policzka.
- Anioł. – szepnęła patrząc w moja oczy. Zatopiłem się w tych szmaragdowych tęczówkach.
- Ale tylko twój. – szepnąłem i pocałowałem ją w czoło. Gdy się odsunąłem próbowała zmienić pozycję i syknęła z bólu.
   Wziąłem ją na ręce, dopiero teraz zauważyłem że niema już żadnego demona. Clary objęła mnie rękami za szyję i coś mruknęła ale niedosłyszałem co. Jak najszybciej podszedłem do Magnusa.
- Co tam gołąbeczki? Jedziecie na miesiąc miodowy? – zapytał z figlarnym uśmiechem.
- Przestań się wygłupiać tylko pomóż mi. – powiedziałem rozdrażniony. Poczułem jak ręce mojej żony zsuwają się z mojej szyi a głowa opada na mój tors, straciła przytomność – Powiedz, co jej jest?
- Jest wyczerpana, dojdzie do siebie ale… - urwał.
- Co „ale”?!
- Nie wyczuwam już jej mocy. – powiedział – Zobacz, czy ma runę?
   Odsłoniłem trochę materiał jej bluzki, w miejscu gdzie była Anielska runa. Runa zniknęła a na jej miejscu pojawiła się blizna, taka jak po normalnych runach.
-----------------------------------------
Wiem że prolog jest bardzo krótki! Ale mam nadzieje że was zadowala.
Mam do was prośbę.
Napiszcie na ile oceniacie księgę I, punkty od 0 do 10.
Mam nadzieje że nie opuścicie mnie przez te dwa tygodnie!
Wika

Rozdział 48

Mam ostatni rozdział z tej księgi! Dziwnie się czuje kończąc tą część opowiadania, nie wiem dlaczego ale tak mi smutno. Jakbym kończyła czytać jakąś świetną książkę, wy też tak mieliście jak zamykaliście część opowiadania lub cały blog?
Miłego czytania!

Rozdział 48
[Isabelle [

   Wbiegliśmy do Sali Anioła, mama dała mi Amandę i kazała zejść do lochów. Podobno tam jest najbezpieczniej. Weszłam do celi w której wcześniej spała Clary i położyłam małą do łóżeczka.
- Jace! I tak tam pójdę!! – usłyszała krzyki Clary – To ja powinnam ją zabić! Nie rozumiesz! Pozwól mi tam iść!
- Zostajesz tutaj! Nie pozwolę żeby nasza córka została bez matki! – krzyknął Jace. Później słyszałam szczęk metalu i krzyk Clary – Tutaj będziesz bezpieczna. Proszę nie uciekaj. – powiedział Jace i usłyszałam kroki. Wyszłam z celi.
- Izzy! – zawołała mnie Clary. Była zamknięta w celi obok – Izzy, uwolnij mnie. – poprosiła.
- Jace ma racje, powinnaś tu zostać. – powiedziałam podchodząc do niej – Nie uwolnię cię.
- Izzy… - dalej już nie słuchałam, wróciłam do Ami i patrzyłam jak słodko śpi. Po pięciu minutach usłyszałam syczenie, przestraszona wyjrzałam. W kracie obok była wypalona wielka dziura, dopiero po chwili uświadomiłam sobie że za tą kratą powinna być Clary.
- Co ona zrobiła? – szepnęłam do siebie.

[ Clary [

   Wybiegłam z celi i popędziłam schodami na górę, niektórzy się na mnie dziwnie patrzyli. Dobrze że miałam broń bo niemiałam gdzie się zaopatrzyć. Wybiegłam z Sali i zobaczyłam Nefilim ustawionych w równiutkim szeregu, odszukałam wzrokiem bardzo dobrze mi znaną złotą czuprynę. Jace stał koło Aleca i Markusa, z przodu stał Magnus i paru innych czarowników mruczących pod nosem jakieś słowa, Maryse i Adam stali przed moim mężem a Luke był na końcu razem ze swoim stadem.
   Nałożyłam kaptur na głowę żeby nikt mnie nie rozpoznał i zaczęłam przeciskać się do przyjaciół. Niektórzy patrzyli na mnie jak na wariatkę ale inni ustępowali mi miejsca z wyrazem szacunku na twarzach. Gdy dotarłam do Jace’a złapałam go za rękę i mocno ścisnęłam, popatrzył na mnie zdziwiony, nie wiedział kim jestem. Uśmiechnęłam się i puściłam jego dłoń, chciałam już odejść ale złapał za mój kaptur i zdjął go z mojej głowy.
- Co ty tu robisz? – syknął Alec wpatrując się we mnie groźnie, nie odpowiedziałam.
   Znowu zaczęłam przeciskać się przez tłum, szłam do przodu. Przechodziłam koło młodych i starych, zamężnych i wolnych, nie jestem pewna, kto był kim, ale jedno wiem na pewno.
   Każdy boi się śmierci.
   Przepchnęłam się na sam początek i zobaczyłam na wzgórzu całą armie demonów, niektóre były znane a innych nie było w książkach. Zaklęłam cicho.
   Obnażyłam Hesperosa i przyglądałam się gwiazdom na nim wyrytym. Zabiłam nim brata, oby teraz mnie nie zawiódł. Po moim policzku spłynęła jedna łza kiedy całowałam klingę, na szczęście. Taki był zwyczaj Nocnych Łowców kiedy wiedzieli że najprawdopodobniej nie wrócą z bitwy. Kilka osób popatrzyło na mnie z przerażeniem, w tym czarownik. Podeszłam do niego z obnażonym mieczem, teraz patrzył na mnie cały pierwszy rząd.
- Nie daj ich skrzywdzić, proszę. – oszołomiony Magnus skinął głową – Przekaż Jace’owi że zawsze go kochałam. – odwróciłam się i pobiegłam w stronę wzgórza.
   Usłyszałam za sobą kroki, przez tłum przedzierał się mój mąż ze swoim parabatai i moim bratem.
- Clary! Wracaj natychmiast! – krzyknął Markus.
- Nie mogę, przepraszam. – powiedziałam i oddzieliłam nas ścianą wody – Przekażcie Izzy że była najlepszą parabatai jaką można mieć. – dodałam i razem z wiatrem pognałam na wzgórze.
   Demony ruszyły w stronę Łowców, stanęłam przed nimi i wrzasnęłam:
- Stop!!! – wszyscy zatrzymali się i popatrzyli na mnie zdziwieni – Będę walczyć z waszą panią!
- Nie masz prawa! – warknął jakiś eidolon.
- Mam wszelkie prawo! – krzyknęłam w stronę największego tłumu – Jestem Clarissa Adele Morgenstern! Jeśli wasza pani chce się zemścić za śmierć mojego brata, Johnatana, to proszę! Może wyjść i ze mną walczyć! Ale nie pozwolę żeby zabijała innych Nefilim z tego powodu!
- Dobrze!! – usłyszałam potężny krzyk z końca tłumu – Będziemy walczyć!
   Nagle przede mną zmaterializowała się kobieta, Lilith. Wyjęłam Hesperosa i stanęłam przygotowana na atak.
- Nie przepuścić nikogo! – krzyknęła do swoich poddanych, otoczyli nas.
   Pierwsza rzuciłam się do ataku, uskoczyła w bok. Nagle poczułam na ramieniu pieczenie, zrozumiałam że Lilith używa swojego niewidzialnego bicza. Czułam jak ciepła ciecz spływa z mojego ramienia i wsiąka w bluzkę.
   Cofnęłam się dwa kroki, moja przeciwniczka się zamachnęła i niewidzialny bicz owinął się wokół mojego miecza. Szarpnęła ale utrzymałam miecz, szarpnęła jeszcze raz, mocniej. Hesperos  wypadł mi z ręki i upadł jakieś dwa metry ode mnie. Spróbowałam do niego podbiec ale bat demonicy złapał moją kostkę i przewróciłam się. Podczołgałam się jeszcze kawałek i obróciłam się na plecy. Demonica stanęła nade mną i zamachnęła się batem.
   W ostatniej chwili zasłoniłam się mieczem, bat musnął mój policzek i zaczepił o ostrze. Uśmiechnęłabym się ale rana na policzku paliła niemiłosiernie, zerwałam się i rzuciłam sztyletem w przeciwniczkę. Zdezorientowana Lilith nie zdążyła uskoczyć i sztylet wbił jej się w obojczyk, krzyknęła z bólu.
- Pożałujesz. – syknęła rzucając się na mnie z pazurami.
   Zamachnęłam się Hesperosem i wbiłam jej go prosto w serce, teraz zauważyłam że moje dłonie są pełne niebiańskiego ognia. Postarałam się nad nim zapanować i pchnąć go w stronę przeciwniczki, udało się. Lilith osunęła się na kolana i spojrzała mi w oczy.
- Przepraszam. – nie spodziewałam się usłyszeć tego słowa z ust demona. Zrobiło mi się jej żal, wyjęłam miecz z jej ciała.
   Po chwili zaczęła się kurczyć i znikać, ostatnie co zobaczyłam przed jej zniknięciem to piękne, czekoladowe oczy.
   Chciałam zrobić krok ale kolana się pode mną ugięły, upadłam. Wiedziałam że to już koniec, przytuliłam Hesperosa do piersi jak małe dziecko i zamknęłam oczy.
   Nie trzeba czekać…
   To już koniec…
   Nie ma już nic...
------------------------------------
To już ostatni rozdział! Jeszcze tyko epilog i koniec księgi I.
Mam nadzieje że wam się spodobał!
Mam już pomysł na epilog więc (jeśli napiszę) to mam wstawić go dzisiaj?
Ps. Naprawdę dziękuje że zrozumieliście moją baaaardzo długą przerwę w pisaniu!
Wika

środa, 29 kwietnia 2015

Rozdział 47

Jestem dzisiaj tak zaspana... (ziewam☺) Generalnie jak wróciłam ze szkoły to poszłam spać (około 15) a obudziłam się przed chwilą. Dobrze że rozdział napisałam na WF-ie!
Miłego czytania!

Rozdział 47
[ Clary [

   Stałam na środku polany, trawa niemiała pięknego zielnego koloru tylko brązowo pomarańczowy. Wokół mnie były tylko cienie i dziewczynka około dziesięcioletnia. Od razu ją poznałam, moja córeczka stała koło Lilith. Była związana i poturbowana, jej usta ułożyły się w moje imię ale ja nic nie słyszałam. Odwróciłam się i zobaczyłam Jace’a, Aleca, Isabell i Markusa. Wszyscy poruszali się jak roboty, byli wpatrzeni we mnie jak w najgorszego wroga.
- Jace, pomórz mi uwolnić Ami. – poprosiłam. Wyraz jego twarzy stał się zacięty, podszedł do mnie i złapał za ramiona – Puść mnie! To boli! – próbowałam się wyrwać ale zacisnął ręce jeszcze mocniej. Zaciągnął mnie koło córki – Dlaczego to robisz? – spytałam patrząc na Lilith.
- Chce żebyś cierpiała tak jak ja. – wysyczała. Markus podszedł do Amandy, zaczęłam się jeszcze bardziej wyrywać, Jace’owi musieli pomóc Alec i Isabell. Markus uśmiechnął się uśmiechem od którego zmroziło mnie do szpiku kości i skręcił karki małej.

[

   Obudził mnie płacz córeczki, wstałam i wyjęłam ją z kołyski. Byłam jeszcze roztrzęsiona po tym śnie ale cieszyłam się że to nieprawda i mogę trzymać Ami na rękach.
- Już, już. Ciii, wszystko jest dobrze. – szeptałam, dalej była niespokojna.
- Clary… - zaczęła Isabelle wchodząc do pokoju – Coś się stało? – zapytała patrząc na Ami.
- Nie mogę jej uspokoić. – powiedziałam.
- Daj ją na chwile. – powiedziała wyciągając ramiona. Już chciałam podać Ami Isabelle ale zobaczyłam coś nieprawdopodobnego, oczy Izzy zabłysnęły czernią! Amanda zaczęła jeszcze bardziej płakać, przycisnęłam ją mocniej do piersi.
- Zostaw nas. – warknęłam w stronę „Isabelle” – Idź już.
- Daj mi małą, na chwilę. – powiedziała patrząc na mnie groźnie.
- Jace!! – wydarłam się. Do celi wpadł jakiś chłopak, na oko miał trzynaście lat, i Jace.
- O co chodzi? – spytał ze zmarszczonymi brwiami. Nie Izzy podeszła jeszcze bliżej a ja się cofnęłam, krzyknęła z frustracji.
- Daj mi tego bachora! – jej twarz zaczęła się zmieniać. Nagle zastygła w bezruchu i upadła na ziemie, zaczęła się kurczyć i zniknęła.
- Nic wam nie jest? – zapytał Jace obejmując mnie. Popatrzyłam na Ami, uśmiechała się i bawiła palcami mojej ręki.
- Wszystko w porządku. – odpowiedziałam – Co to za demon? Nie słyszałam o demonie który może zmieniać się w kogoś innego. – powiedziałam ze zmarszczonymi brwiami.
- Też nie wiedziałem że takie istnieją ale bardziej mnie zastanawia jak przedostał się przez czary ochronne, muszę porozmawiać z Jią. – usiadł ze mną na pryczy – Dziękuje. – zwrócił się do chłopaka.
- Niema za co, cieszę się że mogłem pomóc. – odpowiedział z uśmiechem.
- Pójdę do Konsul. – powiedział Jace wstając, złapałam go za rękę.
- Nie zostawiaj mnie. – szepnęłam.
- Ja z tobą zostanę. – powiedział chłopak. Nie wiem dlaczego ale od razu mu zaufałam – Jeśli chcesz. – dodał.
- Dobrze. – powiedziałam i puściłam mojego narzeczonego, wyszedł.
- Jestem Jim. – przedstawił się podchodząc do mnie. Gdy nie odpowiedziałam dodał: - A ty?
- Clarissa ale mów mi Clary. – powiedziałam bawiąc się z córką.
- Ta Clarissa? Clarissa Morgenstern? – zapytał zszokowany, pokiwałam głową – To dla mnie zaszczyt że mogłem pomóc uratować twoją córkę. – powiedział poważnie, parsknęłam śmiechem.
- Ty tak na poważnie? – zapytałam gdy już się trochę opanowałam – A tak w ogóle to dziękuje za pomoc.
- Nie wybaczyłbym sobie gdybym wam nie pomógł. Mogę? – zapytał wyciągając rękę do zabawy z moją córeczką. Pokiwałam głową, mała złapała jego palec i ścisnęła.
- Będziesz bardzo silna, po  tatusiu. – szepnęłam całując ją w czoło.
- Skoro ty jesteś Clarissa to ten blondyn to…
- Jace Herondal. – przerwałam mu – Mój narzeczony.
- Łał. – wydusił. Do pomieszczenia weszła Maryse.
- Choć ze mną, mamy dla ciebie niespodziankę. – powiedziała biorąc ode mnie Ami – Pośpiesz się bo Jia już czeka. – ponagliła mnie. Posłałam przepraszające spojrzenie Jimowi i poszłam za Maryse.
- Co to za niespodzianka? – zapytałam gdy wchodziłyśmy po schodach
- Isabelle ci wszystko wytłumaczy. – powiedziała tajemniczo i zaprowadziła mnie do mojej parabatai. Izzy tylko uśmiechnęła się i wzięła mnie za rękę.
- Izzy, co ty robisz? – syknęłam.
- Niespodzianka. – pisnęła – Zobaczysz, spodoba ci się.
- No nie wiem. – mruknęłam ale poszłam za nią.
   Isabelle zaprowadziła wyprowadziła mnie z Sali Anioła. Moim oczom ukazała się piękna altanka przyozdobiona herbacianymi różami, pod nią stała pani Konsul i Jace. Byli w czarnych strojach, tak samo jak ja. Niedaleko stała moja mama z Marcelkiem, Luke, Markus, Maryse z Ami na rękach, Adam, Kamila, Lesli, Alec i Magnus. Wszyscy byli dziwnie szczęśliwi. Isabelle pociągnęła mnie w stronę altanki.
- Choć bo spóźnisz się na swój ślub. – syknęła.
- Co? – zatrzymałam się raptownie.
- Zaraz nałożycie sobie runy. – pisnęła cicho – Nie cieszysz się? – zapytała zmartwiona.
- Cieszę się… bardzo. – zapewniłam – Chodźmy. – teraz to ja ją pociągnęłam.
   W tamtym momęcie byłam najszczęśliwszą osobą na ziemi, popatrzyłam z uśmiechem na Jace’a. Gdy doszłyśmy do niego Izzy mnie puściła i podeszła do Markusa, wzięła coś od niego i stanęła koło Jace’a.
- To był pomysł Izzy. – szepnął Jace prowadząc mnie bliżej Konsul.
- Domyśliłam się. – odszepnęłam z uśmiechem. Konsul odchrząknęła.
- Jest to nietypowy czas na ślub więc pominę zbędne formułki. – część zebranych zachichotała – Czy ty, Jonathanie… przepraszam, Jace’ie Herondal, chcesz wziąć tę o to Clarissę Morgenstern za żonę?
- Tak. – odpowiedział pewnie.
- I robisz to z własnej nieprzymuszonej woli?
- Tak.
- Czy ty, Clarisso Morgenstern, chcesz wziąć  tego o to Jace’a Herondala za męża?
- Tak. – powiedziałam czując jak w moich oczach zbierają się łzy szczęścia.
- I robisz to z własnej nieprzymuszonej woli?
- Tak! – krzyknęła Isabelle, wszyscy odwrócili się w jej stronę – To znaczy… Ja jej do niczego nie zmuszałam! – krzyknęła zmieszana, teraz wszyscy, bez wyjątku, się zaśmiali.
- Tak. – powiedziałam zwracając się do pani Konsul.
- Teraz przysięga i runy. – powiedziała szeptem.
   Przysięgę napisałam razem z Isabelle tydzień po tym jak Jace mi się oświadczył. Mam nadzieje że jej nie zapomniałam!
   Izzy podeszła do nas ze Stellą w rękach, Jace wziął od niej instrument.
- To Stella którą naznaczyli się moi rodzice, nie masz nic przeciwko? – zapytał odsuwając kawałek mojej bluzki. Przyłożył Stelle do mojego ramienia i rysując mówił: - Przyrzekam cię miłować i szanować. Będę ci wierny i uczciwy. I nie opuszczę aż do ostatniej kropli krwi w moim ciele. – skończył rysować i podał mi instrument. Zsunęłam materiał z jego ramienia i przyłożyłam Stelle.
- Przyrzekam cię miłować i szanować. Będę ci wierna i uczciwa. I nie opuszczę aż do ostatniej kropli krwi w moim ciele. – skończyłam rysować a po moim policzku spłynęła samotna łza.
- Przed bitwą… - powiedział Jace.
- W bitwie… - dopowiedziałam.
- Po bitwie… - kontynuował.
- Zawsze razem. – powiedzieliśmy razem.
   Złączyliśmy nasze usta w namiętnym, a zarazem delikatnym i czułym pocałunku. Jedną rękę położyłam Jace’owi na karku a drugą wplotłam w jego włosy, on położył swoje ręce na moich biodrach i przysunął mnie do siebie. Jakakolwiek przestrzeń zniknęła między nami.
- Chwila! – krzyknęła Jia, nie zwracaliśmy na nią uwagi – Ogłaszam was mężem i żoną. Możesz pocałować pannę młodą. – powiedziała zrezygnowana.
   Nagle usłyszeliśmy huk, jak z armaty i niebo błysnęło czerwienią.
- Atakują!! – krzyknął ktoś. Oderwałam się od Jace’a i popatrzyłam mu w oczy.
- Zawsze razem. – szepnęłam.
- Zawsze. – potwierdził. Pobiegliśmy do Sali trzymając się za ręce.
-------------------------------------------
Wiem że to nie jest ślub marzeń ale... Przyziemni! Tu chodzi o miłość! Do tego żeby kochać nie potrzeba sukienki, tortu i hucznego wesela! Wystarczy mieć swoją drugą połówkę!
Mam nadzieje że się spodobał! Jak wam się podoba przysięga? Powiem że długo nad nią pracowałam ale kompletnie nie wiem jak ją ocenić.
Ps. Jutro najprawdopodobniej będzie nowy rozdział na drugim blogu!
Wika

wtorek, 28 kwietnia 2015

Rozdział 46

Tak jak mówiłam napisałam nowy rozdział. Mam nadzieje że się spodoba!
Miłego czytania!

Rozdział 46
[ Isabell [

   Zsiadła z konia i podeszłam do Clary. Podała mi Amandę i sama zsiadła. Muszę przyznać że przez te pół roku, kiedy uczyła się jeździć konno, bardzo dobrze się nauczyła.
- Dobrze się czujesz? – zapytałam z troską.
- Tak, tylko martwię się kiedy niema w pobliżu Ami. – powiedziała zabierając ode mnie małą.
- Chodźcie już, dziewczyny. – ponaglił nas Alec. Weszłyśmy do zatłoczonej Sali i Jace poprowadził nas do pustego kąta.
- Teraz będzie przemówienie Jii a później, z tego co wiem, każdy ma wysłać dwie osoby z rodziny po broń i prowiant. – wytłumaczył – Muszę iść razem z Marys. Izzy, zaopiekuj się nimi. – powiedział do mnie i poszedł razem z mamą. Clary prychnęła.
- Niby sama nie mogę nas przypilnować. – powiedziała lekko zdenerwowana.
- Clary, wiesz że nie o to mu… - zaczęłam ale mi przerwała, usiadłam pod ścianą na podłodze.
- Wiem, wiem. – mruknęła nieco spokojniej. Usiadła koło mnie i zaczęła zabawiać Ami która się właśnie obudziła.

Tydzień później
[ Clary [

   Już od tygodnia przygotowujemy się na walkę z Lilith. Czekamy aż pierwsza zaatakuje, myśleliśmy że zrobi to już dawno ale ona tylko ustawiła demony wokół całego Alicante i czeka. Wiem że jest niedaleko bo czuju, nie tylko ja.
- Nad czym tak myślisz? – zapytał Jace.
- Nad planem Lilith. – odpowiedziałam.
- Przecież nie mamy pewności że to ona. – powiedział zdziwiony.
- Ja wiem że ona tam jest i czeka na mój ruch. – powiedziałam przekornie – Wiem że chce dopaść Amandę i ją zabić, żeby ukarać mnie za zabicie Jonathana. Gdybym wtedy go nie zabiła, teraz mielibyśmy spokój. – powiedziałam i po moim policzku spłynęła łza. Jace otarł ją pośpiesznie i pocałował mnie w policzek.
- Niemów tak. – szepnął.
- Idź już. – powiedziałam. Nie chciałam mu pokazywać jak płaczę. Przy nim się nie krępowałam ale teraz to pogorszyłoby sytuacje.
- Clary, proszę…
- Idź. – powiedziałam trochę za ostro, wyszedł nic nie mówiąc.
- Mój mały Aniołek. – szepnęłam i pocałowałam Ami w czółko. Włożyłam ją do kołyski i położyłam się na pryczy, pozwoliłam swobodnie płynąć łzą bezsilności.

[ Jace [

   Przecież to nie jej wina że zabiła swojego brata! Ona też cierpiała! Ona nie może się obwiniać! Ale wiem że Clary i tak będzie się obwiniać. Muszę zrobić coś żeby przestała o tym myśleć.
- Isabell! – krzyknąłem żeby zwrócić uwagę siostry. Odwróciła się do mnie i podeszła.
- O co chodzi, Jace? – zapytała.
- Clary obwinia się o wszystko. – powiedziałem cicho.
- Przecież to nie jest jej wina! – wybuchła Izzy.
- Wiem, ale nawet gdybym mówił jej to tysiąc raz to i tak będzie się obwiniać. – popatrzyłem na nią błagalnie – Muszę ją odciągnąć od tych myśli.
- Wiem o co ci chodzi. – wymruczała Izzy – Ożeń się z nią! – krzyknęła Isabell przez co kilka osób dziwnie na nas popatrzyło.
- Isabell, nie mam nastroju do żartów. – powiedziałem ostro.
- Ale ja nie żartuje. – powiedziała nieco ciszej niż wcześniej – Nałóżcie sobie runy, teraz, zaraz.
- Myślisz że będzie chciała tak… bez sukienki i wesela… - przerwała mi.
- Będzie chciała! Jej zależy na tobie i waszej córce! – znowu podniosła głos.
- Izzy, ciszej. – syknąłem ciągnąc ją do konta.
- Jestem pewna że się ucieszy jeśli zrobisz dla niej taką niespodziankę! – zaczęła.
- Dobra, mów dalej. – powiedziałem bez zainteresowania.
- Zrobimy tak. Umówisz się z Jią a ja przygotuje Clary, nic jej nie będę mówić. Nie będzie sukni i innych bzdet, będziecie tylko wy, Stella i Konsul. Clary będzie wniebowzięta!
- Nie jestem przekonany. – powiedziałem.
- Zaufaj mi. – powiedziała Izzy i odeszła.
- Zazwyczaj to się źle kończy. – mruknąłem.
------------------------------------------------
Jak myślicie co wykombinuje Izzy? I jak zareaguje Clary?
Mam nadzieje że wam się spodobał!
Ps. Jutro powinnam dodać nowy rozdział na drugim blogu!
Wika

Rozdział 45

Mam nowy rozdział! Ostatnio piszę rozdziały w szkole i ogólnie rano więc są wcześniej niż zwykle. Mam nadzieje że się spodoba!
Miłego czytania!

Rozdział 45
[ Clary [

   Siedziałam, z umytą i ubraną Amandą na rękach, w jednej z sypialni Lightwood’ów. Jace leżał na łóżku dalej nieprzytomny. Najśmieszniejsze było to jak Isabell próbowała go podnieść z podłogi, trzy razy się przewróciła i musiała zawołać Aleca który miał z tego świetny ubaw. Też się śmiałam ale nie odstępowałam Ami na krok.
   Gdy tylko ją zobaczyłam przypomniały mi się słowa Simona:

„…musicie bronić Amandy od jej pierwszego dnia na tym świecie.”

   Zastanawiałam się jak zapobiec wojnie z Lilith. Teraz uświadomiłam sobie że to Lilith atakuje Instytuty, nie chcę zabijać Nefilim, chce mieć Amandę. A jeśli ją zabierze…
- Chciałbym zawsze mieć takie miłe widoki jak ona. – powiedział Jace, wskazał na Ami którą właśnie karmiłam piersią.
- Ty możesz mieć takie widoki w nocy, ona w dzień. – zaśmiałam się. Przed Jace’em już się nie krępowałam, kiedyś tak ale dzisiaj…
- Co się stało? – zapytał.
- Zemdlałeś. – oświadczyłam z uśmiechem – Zobaczyłeś swoją córkę i padłeś jej do stup. – zaśmiałam się. Jace się naburmuszył i w tym momęcie drzwi się otworzyły, do pokoju wszedł uśmiechnięty Alec. Gdy popatrzył na mnie przesłonił oczy ręką.
- Clary, ładny widok ale nie chcę podpaść mojemu parabatai. – jęknął. Zrozumiałam o co mu chodzi, zakryłam się bluzką i lekko się zarumieniłam – Widzę że nasz pan mdlejący się obudził. – zadrwił z Jace’a.
- Alec. – rzucił ostrzegawczym tonem.
- Jesteś silniejsza od mamy. – stwierdził Alec ignorując Jace’a.
- Dlaczego?
- Po tym jak urodziła Maxa odsypiała prawie cały dzień a ty po dwóch godzinach jesteś jak w skowronkach. – powiedział, głos mu lekko zadrżał na imieniu zmarłego brata.
- Muszę, za bardzo boje się że Lilith mi ją odbierze. – wytłumaczyłam przytulając mocniej Ami.
- Kochanie, Lilith nie wejdzie do Alicante. Przecież mamy czary ochronne i straże, nic nam się niestanie. – powiedział Jace pocieszającym tonem. Wstał z łóżka i mnie przytulił.
- Gdzie jest moja bratanica! – pisnęła Kami wchodząc do pokoju, za nią szła lekko spłoszona Lesli – Jaka ona słodziutka!
- Chcesz ją wziąć na ręce? – zaproponowałam.
- Mogę? – zapytała z niedowierzaniem.
- Pewnie. – uśmiechnęłam się i podałam jej delikatnie Ami – Proszę.
- Czemu jesteś taka cicha? Nie cieszysz się? – zapytał mój narzeczony kucając koło Lesli.
- Bo teraz wszyscy są szczęśliwi i… - urwała a do jej oczu napłynęły łzy. Uklękłam koło niej i przygarnęłam ją do siebie – Odeślecie mnie, prawda? – zapytała patrząc mi w oczy.
- Oczywiście że nie, skąd przyszło ci coś takiego do głowy? – zapytał Jace.
- Słyszałam panią Konsul. – wytłumaczyła.
- Nigdy cię nie zostawimy. – powiedziałam przytulając ją jeszcze mocniej.
- Przecież jesteś moją siostrą. – powiedziała Kami – Kocham cię, nie pozwolę żeby coś ci się stało.
- Dziękuje. – powiedziała Lesli.

[

   Siedzieliśmy w salonie i rozmawialiśmy, ja oczywiście miałam na rękach Ami. Nagle pojawiła się jakaś kartka w powietrzu, wiedziałam że to ognista wiadomość i podejrzewałam co jest w niej napisane, Marys ją złapała.
- Marys, co się stało? – zapytałam przestraszona – Marys, wyduś to! – zdenerwowałam się.
- Demony szykują się do ataku. – powiedziała – Mamy natychmiast przenieść się do Sali Anioła, w szczególności ty i Ami. – powiedziała zwracając się do mnie.
- Na Anioła. – szepnęłam a moje oczy zaszły łzami. Jace uklęknął koło mnie i przytulił uważając na naszą córeczkę – Dlaczego to wszystko musiało spotkać akurat nas? – zapytałam.
- Bo jesteśmy najsilniejszymi Nefilim i przetrwamy to. – powiedział Jace wstając – Co mamy zabrać ze sobą? – zwrócił się do Marys.
- Nic, mamy się stawić jak najszybciej. – odpowiedziała – Później wyślą kogoś.
- Musimy się pośpieszyć. – dodał Alec – Musimy zabrać powóz.
- Nie musimy. – powiedziałam.
- Clary, jaw wyobrażasz sobie jazdę na koniu z dzieckiem? – zapytał Jace patrząc na mnie groźnie.
- Chyba jeszcze nie znasz mnie do końca. – powiedziałam a później zwróciłam się do Izzy: - Przyniesiesz mi tą chustę którą ostatnio wymyśliłam? – pokiwała głową i wyszła.
   Wróciła z chustą nad którą pracowałam już od tygodnia. Była związywana z przodu na krzyż w którym była ukryta Ami. Zawiązałam ją i włożyłam do niej mojego śpiącego Aniołka.
- Zwracam honor, możesz jechać w siodle. – powiedział Jace unosząc ręce w geście poddania.
- No to ruszamy. – powiedziała Marys – Alec poszedł już po konie.
   Wyszliśmy na dwór i zobaczyłam
- Clary pojedziesz z Amandą na Venus, Alec z Kamilą na Mariusie, Jace z Lesli na Silwerze, Markus z Isabell na Verdenie, a ja z Adamem… - Adam przerwał Marys.
- Ja pobiegnę i będę sprawdzał czy w pobliżu niema demonów. – Marys zgodziła się kiwnięciem głowy i Adam zmienił się w wilka.
   Jace pomógł mi wsiąść na konia i powiedział żebym uważała. Sprawdziłam czy Ami śpi, spała jak kamień, i ściągnęłam wodze. Ruszyliśmy galopem i po godzinie dotarliśmy do Sali.
--------------------------------------
I jak? Może wieczorem (czyt. po 20) uda mi się wstawić jeszcze jeden rozdział! Mam nadzieje że ten się spodobał.
Mam już zaplanowane kolejne cztery rozdziały, tzn. trzy rozdziały i epilog (bo tyle zostało do końca księgi).
Co powiecie o imionach koni? A reakcja Lesli na nowego członka rodziny? Piszcie co myślicie!
Ps. Podobała wam się książka z serii "Szeptem" o nazwie "Cisza"? Bo ja zacięłam się na 62 stroni i nie mogę się zmusić żeby przeczytać dalej, ale poprzednie dwie mi się podobały.
Wika

poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Rozdział 44

Dzisiaj jest wcześniej niż zwykle! Mam dla was przykrą wiadomość ale to na końcu.
Miłego czytania!

Rozdział 44
[ Clary [

   Po tym jak wszystko rozpakowaliśmy usiedliśmy w salonie i zaczęliśmy rozmawiać.
- Jace, możesz mi powiedzieć, dlaczego dzisiaj będziemy spać tutaj? – zapytałam.
- Nie mogę bo to niespodzianka. – oświadczył i wrócił do rozmowy z innymi.
- Instytuty które zostały zaatakowane są doszczętnie zniszczone ale nikt nie zginął. Dziwne jest to że demony nawet niepróbowany zabijać. – powiedziała Marys.
- Może mają jakiś cel. – podsunął Alec – Może chcą zabić konkretną osobę.
- Demony się nierozdrabnianą. – powiedział Adam – Gdyby chciały kogoś zabić to zabijaliby wszystkich Nefilim na drodze do celu.
- Ale mogą chcieć nas zastraszyć, zapędzić do jednego miejsca i wtedy zaatakować. – powiedział Alec – Tym miejscem jest Alicante.
- Idę na górę. – powiedziałam wstając – Isabell, masz te zdjęcia? – zapytałam.
- Mam jeszcze dużo, musisz wszystkie przejrzeć! – pisnęła i podskakując poszła za mną.

[ Jace [

   Rozmawialiśmy jeszcze przez jakiś czas, usłyszeliśmy dzwonek do drzwi.
- Pójdę otworzyć. – powiedziałem wstając. Dzwonek zadzwonił jeszcze raz, bardziej natarczywie. Otworzyłem drzwi – Dzień dobry.
- Gdzie jest Likantropka? – zapytała Jia.
- Nie rozumiem. – powiedziałem ze zmarszczonymi brwiami – Jest w jednym z pokoi ale, co to panią obchodzi?
- Musicie ją odesłać.
- Co? – zapytałem zszokowany – Marys! – krzyknąłem. Moja przybrana matka weszła do holu i popatrzyła zdziwiona na Jije.
- Co cię do nas sprowadza? – zapytała.
- Przyszłam powiedzieć że musicie odesłać Lesli, nie może zostać w Alicante.
- Ale… - zacząłem, Marys mi przerwała.
- Nie zostawimy jej samej, jest dla mnie jak córka. Nie odeśle jej! – krzyknęła.
- Odsuńcie się. – dalej staliśmy zasłaniając jej przejście – Już! – krzyknęła – Lukas, zabierz ich stąd. – powiedziała do mężczyzny który stał za nią. Podszedł do nas i z łatwością odsunął od drzwi, Jia weszła do domu i poszła prosto do schodów.
- Czekaj! – krzyknąłem i wyszarpnąłem się z uścisku Lukasa. Pobiegłem za Jią po schodach i zatrzymałem ją w połowie drogi – Daj nam tydzień! Przekonamy Rade!
- Nie mogę! Muszę ją zabrać i odesłać! – krzyknęła zdenerwowana i chciała mnie wyminąć ale zagrodziłem jej  drogę. Słysząc skrzypienie drzwi popatrzyliśmy w tą samą stronę, w drzwiach pokoju Isabell stała Clary.
- Co się dzieje? Czemu pani przyszła? – zapytała podchodząc do nas.
- Przyszłam zabrać Lesli. – oświadczyła pani Konsul.
- Jak to?
- Musze odesłać ją do Nowego Jorku, nie może tu zostać.
- Ale zostanie! – krzyknęła Clary – Jeśli pani uważa że któreś z nas na to pozwoli, to się pani bardzo myli. Nikt niestanie po pani stronie!
- Clarisso, spokojnie. – powiedziała uspokajającym tonem Jia – Posłuchaj…
- Nie będę słuchać! Nikt nie… aaaa! – krzyknęła i zgięła się w pół. Od razu podbiegłem do niej.
- Clary? – podtrzymałem ją żeby nie upadła – Clary, odezwij się!
- Zaczęło się. – wyszeptała i znowu krzyknęła.
- Marys! Isabell! – krzyknęła Jia – Zanieś ją do pokoju i połóż na łóżku. – poleciła mi, posłuchałem.

[

   Już cztery godziny siedziałem w salonie. Jia wyszła i zabrała ze sobą ochroniarza. Isabell, Kamila i Marys pomagają Clary, Alec przez pierwsze dwie godziny próbował mnie uspokoić ale się poddał i poszedł. Nagle słyszę kolejny krzyk Clary i tupot na schodach.
- Jace, musisz pomóc. – powiedziała Lesli – Kamila wysłała mnie żeby powiedzieć ci… - dalej nie słyszałem bo wbiegłem po schodach i popędziłem do pokoju w którym była moja narzeczona.
- Nie! Nie mogę! Marys! – usłyszałem krzyki Clary.
- Musisz! Jeszcze trochę, później będzie lepiej. – to była na pewno Marys.
- Clary, musisz spróbować! – krzyknęła Isabell.
- Teraz, Clary! Przyj! – krzyknęła Marys. Clary krzyknęła chyba na całe gardło, usłyszałem jej cichy szloch – Gdzie ten Jace?! – oprzytomniałem i wszedłem do środka.
- Zajmij moje miejsce, musisz ją uspokoić. – powiedziała Isabell. Stanąłem koło mojej Anielicy i pogłaskałem ją po głowie.
- Clary, spójrz na mnie. – powiedziałem, popatrzyła na mnie – Wiem że dasz radę, zrobisz to bo każdy w ciebie wierzy. Zrób to dla nas, dla Ami. Co ja mówię, dla mnie. Bez ciebie nie dam rady, musisz wytrzymać.
- Postaram się ale… - znowu krzyknęła. Nie mogłem tak patrzeć bezradnie jak mój Anioł cierpi – Pamiętaj  że zawsze będę cię kochała i nikomu nie oddawaj Lesli.
- Clary, musisz się skupić. – powiedziała Marys – Jeszcze dwa razy i będzie po wszystkim. Teraz! – Clary znowu krzyknęła i złapała moją rękę, pomyślałem że zostaną mi siniaki – Już, spokojnie. Wdech, wydech. Tak dobrze.
- Niemów mi jak mam się uspokajać!! – wrzasnęła Clary.
- Ostatni raz, Clary. Zaraz nasza córeczka będzie w twoich ramionach. – szeptałem uspokajająco.
- Clary, postaraj się! Teraz! – moja narzeczona znowu krzyknęła. Gdy przestała rozległ się płacz dziecka a Clary popatrzyła na mnie z ulgą w oczach – Amanda Imogen Horondale. – powiedziała Marys z dumą – Zawsze myślałam że to Isabell pierwsza będzie miała dziecko a tu… proszę! I to jaka słodka.
- Daj mi ją. – poprosiła Clary wyciągając ręce. Moja przybrana matka owinęła moją córeczkę różowym kocykiem i podała mojej przyszłej żonie – Jesteś piękna. – wyszeptała.
- Wyszkolę cię na najlepszą Nocną Łowczynie. – uśmiechnąłem się do Clary.
- Nie przeholuj. – ostrzegła – Mała będzie też normalnym dzieckiem. – Popatrzyłem na naszą córeczkę, była umazana krwią. Nagle pomyślałem, co by się stało gdyby Clary teraz umarła? Przed oczami zobaczyłem mroczki, zachwiałem się lekko.
- Jace? Jace, co się dzieje? – dopytywała się Clary. Kolana się pode mną ugięły i ogarnęła mnie ciemność…
-------------------------------------
To była spontaniczna decyzja! Nie mogę uwierzyć że napisałam jak Jace mdleje!
Naprawdę coś się ze mną stało! Jak taki wojownik mógł zemdleć?!
Dobra, koniec tych wywodów.
Wcześniej pisałam że mam dla was przykrą wiadomość, no więc tak:
Księga I ma 48 rozdziałów i epilog (już zaplanowane, muszę tyko je zapisać). Więc jeśli będę dodawać jeden rozdział na dzień to ostatni (z tej księgi) będzie w sobotę. Później miałam zrobić tygodniową przerwę ale mam próbne egzaminy i tata powiedział że "Lepiej by było gdybyś wtedy nie pisała tego swojego opowiadania." - cytat. Więc Księgę II zacznę dopiero 16/17 maja!
Wiem że to długo ale co ja poradzę.
Może uda mi się znaleźć czas jeszcze przed tymi testami!
Wika

niedziela, 26 kwietnia 2015

Rozdział 43

Dzisiaj mam jakąś załamkę! Nic mi nie idzie! Ale mam nadzieje że ten rozdział się przynajmniej spodoba!
Miłego czytania!

Rozdział 43
[ Alec [

- Magnusie! – krzyczałem już któryś raz – Spóźnimy się!
- Już idę, ptysiu mój! – odkrzyknął.
- Ile razy mam ci mówić żebyś się tak do mnie nie zwracał przy ludziach? – zapytałem, gdy czarownik schodził po schodach.
- Przecież ona nic nie rozumie. – powiedział wskazując na pokojówkę która stała niedaleko - Ty masz tylko jedną walizkę? – zapytał zdziwiony.
- Tak, ile ty masz walizek? – spytałem ze strachem.
- Siedem. – pstryknął palcami i koło nas pojawiło się siedem ogromnych i różowych walizek.
- Po co ci tyle ciuchów?!
- No wiesz, będę chodził na narady, więc muszę jakoś wyglądać. – wytłumaczył, westchnąłem.
- Otworzysz portal? – zapytałem wskazując na ścianę.
- Już, już. – powiedział znudzony. Zaczął mówić jakieś niezrozumiałe dla mnie słowa i po chwili na ścianie otworzył się niebieski portal – Gdzie się wybieramy?
- Do Sali Anioła. – odpowiedziałem i złapałem go za rękę, przeszliśmy razem przez niebieskie „światło” a bagaże „pofrunęły” za nami.
   Wylądowaliśmy na ugiętych nogach, rozejrzałem się i zauważyłem że niema jeszcze nikogo z Nowojorskiego Instytutu.
- Przyjechali już? – zapytałem paną Konsul.
- Jeszcze nie. Cieszę się że cię widzę, Alecu.
- Ja też cieszę się że tu jestem. – odpowiedziałem.
- Mam prośbę. – powiedziała.
- Tak?
- Muszę iść więc nie mogę czekać na twoją rodzinę, mógłbyś przekazać im że pierwsza narada jest jutro o dwunastej?
- Dobrze, przekaże. – odpowiedziałem.
- Dziękuję ci, pozdrów wszystkich ode mnie. – uśmiechnęła się do mnie i wyszła.
   Magnus postanowił że zawiezie bagaże do willi a ja zostałem. Po pół godzinie na środku Sali zaczął się tworzyć portal, najpierw wyszła Isabell z Markusem i torbami, potem mama z Adamem. Na końcu wyszła Clary i Jace, widać było że się pokłócili. Jace przywdział maskę obojętności ale rzucał tęskne spojrzenia w stronę Clary a ona ani razu na niego nie popatrzyła.
- Cześć! – przytuliłem mamę i Izzy.
- Służy ci pobyt w Paryżu. – stwierdziła Isabell, poczochrałem jej włosy z uśmiechem – Ej! – krzyknęła oburzona – Wiesz ile je układałam?! – zaśmiałem się razem z moim parabatai.
- Co tam u ciebie? – zapytałem poklepując go po plecach.
- Jak ja mam z nim wytrzymać w jednym domu?! – wybuchła Clary, rozmawiała z Izzy. Popatrzyłem na Jace’a  ze zmarszczonymi brwiami, przewrócił oczami.
- Idziemy? – zapytała matka – Powozy czekają. – zgodnie wyszliśmy i zapakowaliśmy bagaże.
- Proszę. – powiedział Jace otwierając drzwi dla Clary, prychnęła i wsiadła – Jeszcze długo zamierzasz się do mnie nie odzywać? – zapytał, nie odpowiedziała. Za Clary wsiadły Kamila, Lesli i Isabell.
- Ty jedziesz z nim. – powiedziała Izzy do Jace’a pokazując na mnie.
- Dlaczego? – jęknął – Clary, pomóż.
- Isabell ma racje, jedziesz w drugim powozie. – powiedziała Clary ze środka. Izzy uśmiechnęła się triumfalnie i wsiadła, Jace z miną zbitego psa zamknął drzwi i wsiadł za mną.
- O co się pokłóciliście? – zagadnąłem.
- Kto? – udawał zdezorientowanego.
- Ty i Clary.
- Nie wiem. – zamyślił się – Najpierw o to że… Nie wiem nawet czy Clary wie o co chodzi, ona tak czasami ma. – odpowiedział, mama zachichotała.
- Nie przejmuj się nią. – powiedziała i wróciła do rozmowy z Adamem. Resztę podróży spędziliśmy w ciszy.

[ Isabell [

   Jechałyśmy już jakiś czas a ja pokazywałam dziewczynom zdjęcia z sukienkami ślubnymi dla Clary, Lesli już dawno zasnęła.
- I co o tej myślisz? – zapytałam Clary.
- Ja sądzę że ta sukienka jest świetna! – zaszczebiotała Kamila – Clary, jak myślisz?
- Co? O co chodzi? – zapytała zdezorientowana.
- Planujemy twój ślub a ty nawet nie raczysz popatrzeć na suknię! – oburzyłam się.
- Przepraszam Isabell ale ja… - przerwała i skrzywiła się delikatnie – Nie mam do tego głowy. – dokończyła zduszonym głosem, jakby z bólu.
- Wszystko w porządku? – zapytałam zmartwiona.
- Tak, tak. – mruknęła, nie wiem dlaczego ale nie wierzyłam jej.
- No więc jak? Podoba ci się ta sukienka? – ponowiłam pytanie.
- Isabell, daj jej spokój. – zaprotestowała Kami.
- Dlaczego? – zapytałam tonem pełnym jadu – Jeśli coś jej jest to by powiedziała, prawda?
- Na pewno by nam powiedziała, prawda Clary? – odezwała się Kamila. Obydwie popatrzyłyśmy na Clary, ta spłoszona uciekła wzrokiem – Clary, dlaczego nie odpowiadasz? – spytała podejrzliwie siostra Jace’a.
- Bo… bo…
- Wyduś to wreszcie! – ponagliłam ją – Źle się czujesz i nikomu o tym nie powiedziałaś?
- Tak. – wyszeptała.
- Zwariowałaś?! – wybuchłam – Mogłaś powiedzieć przynajmniej mi! Rozumiesz co to oznacza?! Musi zobaczyć cię Magnus!
- Izzy, proszę. Nie chcę żeby Jace się dowiedział.
- Dlaczego? – zapytała Kamila która nic nie rozumiała.
- Jakby się dowiedział to uziemi ją do porodu. – wytłumaczyłam, Clary pokiwała głową.
- Proszę wysiadać! – zawołał woźnica.
- Obudźcie Lesli a ja pójdę po chłopaków. – oświadczyłam i wysiadłam.
-------------------------------------------
Szczerze to ten rozdział mi się nie podoba. Mam nadzieje że jutro już będę miała leprze samopoczucie i że jakoś lepiej będzie mi się pisać!
Już niedługo skończę I księgę! W związku z tym mam dla was wiadomość: Jak dodam ostatni rozdział z tej księgi to muszę sobie zrobić "wakacje od bloga" czyli przez około tydzień nie będzie nowego rozdziału ale później już normalnie będę prowadziła II księgę (mam nadzieje że roześmieliście to, bo ja nie do końca ☺).
Wika