środa, 17 czerwca 2015

Rozdział 14

Mam następny rozdział który pisałam specjalnie żeby dzisiaj nadrobić...
Jeśli nie przeczytałaś/eś 13 rozdziału to kliknij TUTAJ !!

Miłego czytania!

Rozdział 14
[ Clary [

   Obudziłam się sama w sypialni… Zaraz! Przecież to nie jest moja sypialnia!
   Przypomniałam sobie wszystko co się wczoraj działo, najbardziej zdenerwowało mnie wspomnienie Jace’a wrzucającego mnie do wody. Wstałam i owinęłam się prześcieradłem, sięgnęłam do walizki. W co się ubrać? Jesteśmy na morzu w Hiszpanii… Już mam!
   Wyjęłam z walizki dwuczęściowy, kolorowy kostium i założyłam go na siebie. Wygrzebałam też japonki i okulary przeciwsłoneczne. Czegoś jeszcze brakuje? Hm… Wiem! Włożyłam jeszcze kapelusz.
na jacht!












   Dopiero teraz rozglądnęłam się po sypialni. Prawie całą przestrzeń zajmowało łóżko, pod dachem były szafeczki a pod nimi okna za żaluzjami. Otworzyłam je tak że teraz cała sypialnia była w świetle. Na wąskich półeczkach stały małe figurki przedstawiające różnych bożków, ale największa przedstawiała Anioła Razjela. Przyglądałam się jej przez chwilę ale puszyłam na górę przyciągnięta zapachem tostów.
   Kochania była urządzona w tym samym odcieniu drewna do sypialnia. Była tam jedna kanapa pod oknami i jedna na środku, wiele szafek, kuchenka, lodówka, itp. Na stole stał talerz z tostami z dżemem i karteczka:

Jak zjesz to poszukaj mnie poza pokładem.
Kocham

   Uśmiechnęłam się i ze smakiem schrupałam tosty. Tak jak napisał Jace wyszłam i zaczęłam się rozglądać. Pierwsze co zauważyłam, z przerażeniem, to że wszędzie dookoła jest woda. Zniknęło molo i plaża, wszędzie woda!
- Jace? – zaczęłam niepewnie wołać męża – Jace?! – spróbowałam głośniej ale dalej nic – Clary, uspokój się. Wszystko będzie dobrze. – mruknęłam i wzięłam parę głębokich oddechów – Raz, dwa… Jace zaraz się pojawi… Trzy. – ktoś złapał mnie od tyłu i podniósł.  Przerażona wrzasnęłam i zaczęłam się wyrywać, nagle zniknęły ramiona a pojawiła się zielononiebieska woda. Byłą wszędzie! Byłam jeszcze bardziej przerażona! Po chwili widziałam tylko ciemność a czułam tylko lekkie kołysanie…

[ Isabelle [

   Obudziłam się w ramionach mojego narzeczonego, ostrożnie wstałam i ubrałam szlafrok. Nie chciało mi się przebierać tylko po to żeby iść do kuchni. Cicho zamknęłam za sobą drzwi i poszłam w stronę wyżej wymienionego pokoju. Gdy byłam już przy drzwiach usłyszałam głos Adama i Helen, nie przejmując się weszłam do środka. Popatrzyli na mnie po czym wrócili do wcześniejszej rozmowy. Wyjęłam z lodówki sałatkę którą mama przygotowała specjalnie dla mnie mówiąc że „powinnaś się dobre odżywiać”, oczywiście Markus poparł ją i teraz byłam skazana na warzywka i owocki. Usiadłam na krześle i zaczęłam jeść. Po chwili talerz był pusty więc postanowiłam iść do salonu, brudne naczynie wstawiłam do zlewu.
   W salonie siedział Markus i Kamila. Usiadłam koło narzeczonego i zagadnęłam Kami:
- Jak się udał wczorajszy trening w deszczu?
- Lesli strasznie się cieszyła… Ja trochę mniej. – słysząc to roześmiałam się.
- Ale to będzie dla niej przygotowanie. A jak z przynależnością do stada Lucka? – zapytał Markus.
- Już dawno to załatwiłyśmy, jeszcze przed przyjściem listu do Clary.
   Siedzieliśmy tak jeszcze dłuższy czas aż mama zawołała nas na śniadanie. Usiadłam między Aline i Markusem, zjadłam wszystko co mi zaproponowali a jeszcze byłam głodna. Powiedziałam że już skończyłam i wstałam, w połowie drogi do drzwi zaczęło brakować mi powietrza. To było jakieś dziwne, czułam jakbym się topiła i dopiero po chwili uświadomiłam sobie że to nie ja się topie. Klęknęłam na podłodze, Maryse i Markus nachylali się nade mną.
- Clary. – wyjąkałam.
   Jeszcze chwile to trwało a później… nic. Nie czułam już nic, wiedziałam że Clary żyje ale chyba była bezpieczna.
- Izzy? Już ok.? – zapytała Aline.
- Tak. – pokiwałam głową wstając.
- Nie odbierając. – powiedział ze złością brat Clary – Miał ją pilnować! A jak coś się jej stało… - zaczął panikować, położyłam mu ręce na policzkach i zmusiłam do patrzenia na mnie.
- Wszystko jest dobrze, czuje to. – wskazałam na runę parabatai – Nic jej nie jest.

[ Jace [

   Obudziłem się rano koło mojego śpiącego Anioła, uśmiech sam zagościł na mojej twarzy. Wstałem tak żeby jej nie obudzić i ubrałem się po cichu. Założyłem kąpielówki i koszulkę. Najpierw zrobiłem sobie śniadanie i zjadłem je ze smakiem. Co by tu porobić?... Wiem!
   Postanowiłem wypłynąć na pełne morze. Poinformowałem strażnika molo że wypływamy i zasiadłem za sterami.
   Gdy byliśmy już w odpowiedniej odległości od brzegu zarzuciłem kotwicę i sprawdziłem co z Clary, spokojnie spała. Zrobiłem jej tosty i napisałem karteczkę żeby szukała mnie poza pokładem, byłem ciekawy czy zrozumie o co chodzi. Wyszedłem na świeże, morskie powietrze. Zdjąłem koszulkę i rzuciłem ją na najbliższy leżak, jednym susem wskoczyłem do wody. Była idealna do pływania.
   Po jakimś czasie usłyszałem jak ktoś krząta się po kuchni. Wspiąłem się po drabince i schowałem za ścianą. Z kuchni wyszła Clary.
- Jace? – zaczęła mnie niepewnie wołać– Jace?! – spróbowała głośniej – Clary, uspokój się. Wszystko będzie dobrze. – mruknęła do siebie i wzięła parę głębokich oddechów – Raz, dwa… Jace zaraz się pojawi… Trzy. – złapałem ją i podniosłem. Krzyknęła i zaczęła się wyrywać, podszedłem do barierki i bezceremonialnie wyrzuciłem przez nią moją żonę.
   Minęła chwila, dwie, trzy… Dlaczego ona się nie wynurza?!
- Cholera! – wskoczyłem do wody i odszukałam ją.
   Była niedaleko mnie, nieprzytomna. Jeszcze raz zakląłem ale tym razem w myślach. Złapałem ją i wypłynąłem na powierzchnie, delikatnie ułożyłem ją na deskach pokładu i wspiąłem się po drabince. Byłem strasznie spanikowany, nie dość że jest nieprzytomna to jeszcze przeze mnie!
   Chwyciłem Stellę i nakreśliłem na jej ramieniu runę uzdrawiającą. Zaczęła kaszleć dlatego pomogłem jej siąść, wypluła całą wodę i popatrzyła na nie wzrokiem który mógłby zabić. Dziwne że była w stanie tak patrzeć, przecież przed chwilą się topiła! Nic nie mówiąc wstała ale zachwiała się i musiałem ją przytrzymać. Dalej nic nie mówiąc chwyciła swój kapelusz który spadł z jej głowy gdy ją złapałem, weszła do kuchni. Po chwili wyszła w kapeluszu i okularach przeciwsłonecznych, ominęła mnie szybkim krokiem i położyła się na najdalszym leżaku. A ja stałem nie wiedząc co zrobić, błagać o przebaczenie czy zacząć się śmiać z jej obrażonej miny?

------------------------------------------
No i co?
Dzisiaj jeszcze jeden rozdział dzisiaj... Też będzie podobny jeśli chodzi o nudę.
Ps. Coś mi się pomieszało z tymi zdjęciami.
Wika

2 komentarze:

  1. Tak się cieszę, że dodałaś go jeszcze dziś. Rozdział jest ekstra. To topienie, nie wiem śmiać się czy płakać. Jace powinien za to srogo zapłacić.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kolejny niesamowity rozdział! Zauważyłam braki przecinków, ale to nic.
    Lecę czytać dalej i nie uważam, że jest nudny!

    OdpowiedzUsuń